Po pierwsze: pomagać w rozwoju
Razem z żoną pracujemy. Co prawda moje obowiązki pozwalają mi wykonywać swoją pracę w domu. Jakiś czas temu była ze mną Alicja, która nie dostała się wcześniej do żłobka. Próbowaliśmy ogarnąc zaistniałą sytuację, jak tylko się dało najlepiej. I tak naprawdę był to tylko przymus, na który nie chciałbym się decydować ponownie. Moja córka trochę się ze mną męczyła bawiąc się przy mnie w akompaniamencie laptopa, którego trzymałem na kolanach. Zresztą nie to było najważniejsze. Siedząc ze mną nie mogła się skutecznie uodpornić na wirusy i bakterie. Dochodził jeszcze fakt, że zawsze jest o tysiąc razy lepiej, gdy dziecko rozwija się przebywając ze swoimi rówieśnikami podczas codziennych czynności oraz zabaw.
Wiem, że oddanie dzieci do żłobka wzbudza wiele kontrowersji oraz obaw. Razem z żoną mieliśmy również swoje. Zastanawialiśmy się czy Ala nie będzie co chwilę chorować i tak naprawdę będzie częściej siedziała w domu z glutami, niż przebywała w żłobku. To są normalne obawy i zmartwienia. Jeżeli chodzi o nas, to sprawę ułatwił nam fakt, że wykonuję pracę w trybie home office i w pewnym sensie mogę zaginać rzeczywistość w pracy, jak w Martixie. Co prawda chore dziecko mogłoby zaburzyć pewne procesy oraz codzienne obowiązki, ale nie na tyle, żebym mówił o całkowitym wyłączeniu z pracy.
Zresztą znam już ten model i wiem w jaki sposób wygrać pewne kompromisy i zarządzać czasem. Poza tym, jak pisałem w jednym z wpisów, dzieciaki mi przeszkadzają i kocham stan, gdy są ze mną w domu i pozbawiają mieszkanie martwej ciszy. W pewnym sensie są dla mnie niczym balsam, który odpędza samotność i wewnętrzny niepokój. Dając tym samym hałas i rozwalone po całym domu zabawki.
Nie wiem jak u Was, ale nasz żłobek jest naprawdę świetnym miejscem dla rozwoju dzieci. Na szczególną uwagę zasługują ciocie, które opiekują się maluchami. Kreatywne, miłe i uśmiechnięte. Wchodząc do żłobka człowiek widzi kobiety, które po prostu mają powołanie do tego, co robią. Aleksandra uwielbiała swoje ciocie. Zresztą inne dzieci również. Ala również nie ma żadnego problemu z aklimatyzacją. Nawet przyznaję bez ogródek, że stała się żłobkowym łobuzem.
Dodawałem kiedyś wpis, który nadal tkwi w mojej pamięci, o tym jak odprowadzałem Aleksandrę po raz pierwszy do żłobka. To było przeżycie. Ojcowskie uczucie, które trwa do dzisiaj. Niedawno oddałem również Alicję do żłobka i uważam, że był to najlepszy wybór, jakiego mogłem dokonać, żeby cała rodzina była zadowolona.
Żona jest również spokojna wiedząc, że obie córki mają opiekę i wyżywienie, a mąż może w końcu wykonywać swoje obowiązki bez zakłóceń. Jesteśmy również oboje zachwyceni faktem, że nasze córki świetnie się rozwijają. Aleksandra wychodziła ze żłobka jako naprawdę świetnie rozwinięte dziecko, które potrafi bardzo ładnie mówić i prowadzić dyskusje pełnymi zdaniami. Dzięki przestrzeni i odpowiedniemu zapleczu, starsza córka opanowała bardzo dobrze motorykę własnego ciała, wspinając się i skacząc po „małpim gaju”, który jest chyba najbardziej obleganym miejscem w żłobku. Alicja również skacze już bez przeszkód i jak tylko mam możliwość ją poobserwować przez szybę, zanim wejdę do żłobka po południu, podziwiam jak wspaniale pokonuje różne przeszkody i wspina się wszędzie.
Po drugie: wspomagać rodziców
Żłobek podobnie zresztą jak przedszkole to nie tylko i wyłącznie opieka nad naszymi dziećmi, dbanie o ich rozwój psychiczny i motoryczny oraz edukacja. Są to podstawowe wartości, które przyświecają tym instytucjom. Nasze dzieci oprócz zabawy, tworzą prace manualne, biorą udział w zajęciach, oraz co tak naprawdę jest najważniejsze, rozwijają się poprzez obcowanie z rówieśnikami. Dzieci są różne i stopień ich rozwoju również jest odmienny. Dlatego własnie ważne jest, aby między sobą wyrównywały pewne „niedociągnięcia”. Nie są to oczywiście jakieś wady. Po prostu tak już jest i chociażbyśmy chcieli to zmienić, musimy dać swojemu dziecku jego własny czas na opanowanie pewnych czynności. I nie powinniśmy się sugerować tym, że inne dzieci zrobią pewne rzeczy lepiej lub szybciej. Każda pociecha ma swoją metodę na osiągnięcie pewnych celów. Żłobek i przedszkole z pewnością łatwiej zorganizują czas, niż podczas pobytu dziecka w domu z rodzicami. Dzięki temu nasze dzieci osiągną pewne cele rozwojowe w łatwiejszy sposób.
Ok. To są kwestie najważniejsze, ale co z rodzicami? W jaki sposób żłobki i przedszkola wspomagają rodziców? Chcemy tego czy nie, dziecko powinno „wyjść z domu”. To daje nam naprawdę dużo czasu na premyślenia na temat własnej osoby. Już pomijam kwestię możliwości pójścia do pracy, ale swoboda pozwala na poszukiwanie nowego zajęcia i oczywiście chwilę odpoczynku zanim pociechy wrócą do domu. Ja osobiście ucieszyłem się, gdy moje córki poszły do żłobka. Ten czas nie jest wyłącznie dla mnie fazą spokoju i ciszy od ich hałasów. Jest również pewną równoważnią, która wpływa na codzienne osiąganie pewnego poziomu spokoju i cierpliwości.
Poza tym za każdym razem tęsknię za tym hałasem i bałaganem, który robią moje dzieciaki, oraz ciągłą walką o posprzątanie porozrzucanych zabawek. I chociaż nie wyobrażam sobie życia bez tego chaosu, jak każdy rodzic potrzebuję chwili wyciszenia. Czasu tylko dla mnie, który mogę roztrwonić na co tylko chcę, bez konieczności myślenia o rodzinie. Nie jest to łatwe, ale czasami mi się udaje.
Nieodłączne minusy, które są tak naprawdę plusami
Nie mogę powiedzieć, że oddanie dziecka do żłobka jest zawsze usłane różami. Nie jest i trzeba to sobie powiedzieć wprost. Nasza pociecha do czasu, gdy nie wyjdzie z domu od rodziców, jest w pewien specyficzny sposób, zamknięta w hermetycznej osłonie domowego ekosystemu. W żłobku istnieje zupełnie inny mikroklimat, przepełniony zarazkami, wirusami i bakteriami. Dlaczego w pewnym sensie jest to dla nas plus? To bardzo proste. Rozwijający się organizm dziecka musi się uodpornić na działanie różnego rodzaju ustrojstwa. Oczywiście wszystko zależy od tego, w jaki sposób prowadzi się daną instytucję oraz temperatury powietrza, w której przebywają dzieci. O tym napiszę innym razem. Zresztą pisałem już we wpisie: Dlaczego zamyka się dzieci w hermetycznym środowisku?, na temat przegrzewania dzieciaków. Nadmienię tylko, że w placówkach wygląda to naprawdę różnie i nie zawsze warunki są sprzyjające.
Wielu z nas ma tendencję do przegrzewania nie tylko siebie, ale również dzieci. Bardzo fajnie, że pociechy mają ciepło, ale tworząc przesadny klimat tropikalny sprawia się, że nasze dzieciaki gotują się we własnym sobie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że często maluchy chodzą na spacery do parku albo na plac zabaw. Przy dużej różnicy temperatur, mimo kurtek, czapek i szalików, jest to jednak dla organizmu dziecka szok. Więc jeżeli w żłobku czy przedszkolu panuje temperatura prawie 30 stopni, a na dworze -5 stopni Celcjusza, jest to dobre dla naszych dzieci? ale co ja tam wiem. Jestem tylko ojcem, który chce jak najlepiej dla swoich córek.
Podsumowanie
Wybierając opcję odprowadzenia dziecka do żłobka musiałem się liczyć z tym, że nie będzie lekko. Spodziewałem się, że mogą się przytrafić niespodziewane sytuacje. Córka zacznie płakać i nie uspokoi się w ogóle. Będziemy musieli przejść przez okres adaptacyjny, który polega na stopniowym przygotowaniu dziecka do żłobka poprzez zostawianie wyłącznie na godzinę lub dwie. Martwiłem się również, czy obie moje córki nie będą chorować zbyt często. Tym bardziej, że rodzice różnie podchodzą do kataru i przeziębienia dzieci. Uwierzcie mi wiem o czym mówię. Na szczęście, gdy panie zobaczą, że dziecko ma podwyższoną temperaturę lub zielonego gila, od razu dzwonią po rodziców, aby zapobiec ewentualnemu rozprzestrzenaniu się wirusów.
Swoją drogą widziałem i słyszałem bardzo różne historie związane z rodzicami oraz ich podejściu do odbierania dzieci w takich przypadkach oraz pozostawianiu dzieci w żłobku wiedząc, że nie powinno narażać grupy innych dzieci na chorobę. Słyszałem historię rodziców, którzy byli na tyle bezczelni, że stwiedzili, iż jeżeli opłacają żłobek, to zostawią dziecko z gilem, ponieważ nie mają co z nim zrobić. Poza tym panie są od tego, aby się nim zająć. Ten obrazek miałby rację bytu tylko wtedy, gdyby panie posiadały zaplecze w postaci pokoju dla dzieci z gilem lub przeziębionych i byłyby pod stałą obserwacją lekarza. Jednak nie wierzę, że jakikolwiek zdrowo myślący rodzic pozwoliłby sobie na coś takiego wobec swojego chorego dziecka. To oczywiste, że pierwsze o czym myślimy, to zadzwonić do lekarza, wziąć wolne od pracy i zająć się naszym dzieckiem.
Czy wraz z żoną mamy problemy z chorobami naszych dzieci? Oczywiście, że tak. Tak naprawdę kto ich nie ma? Bo musimy jednak pamiętać, że nie tylko w żłobku czy przedszkolu dzieci są narażone od innych pociech. Żyjemy w takim środowisku, a nie innym. Codziennie walczymy z przekroczonymi normami smogu, jemy przetworzone jedzenie. Nie raz podając je dzieciom. Dodatkowo stosujemy czasami zbędne ilości suplementów, które powinny pomagać nam w uodparnianiu organizmu. Zapominamy o naturalnych sposobach walki z chorobami, czy zwykłym przeziębieniem. Pragniemy wyników i rezultatów natychmiast. Nauczyliśmy się, że świat pędzi do przodu i nie zatrzymuje się ani na chwilę. Nawet wtedy, gdy czujemy się osłabieni i chorzy. Tego samego oczekujemy od odporności i adaptacji dziecka czy to w żłobku, czy w przedszkolu. Na wszystko przychodzi czas. Nasz czas i każdego z osobna. Chociażby dlatego dziecko powinno iść do żłobka. Tam nikt nie będzie naszej pociechy popędzał i nakładał na dziecko ram, które my sami potrafimy mu zakładać, ponieważ nie jesteśmy w stanie wyrobić swojej normy w ciągu dnia.
Musimy się więc zastanowić, czy zostając z dzieckiem w domu, jesteśmy w stanie pogodzić wszystkie obowiązki? Zadbamy o dom, ugotujemy obiad, zrobimy pranie, ale czy wystarczy nam czasu na to, aby w pełni poświęcić go swoim dzieciom? Czy mamy możliwość kreatywnego rozwoju dziecka? Czy mamy tyle pomysłów i niespożytej energii, aby zapewnić naszemu dziecku nie tylko naukę i zabawę, ale również rozrywkę? Tak. Rozrywkę. Ponieważ przebywanie z równieśnikami, to nie tylko zabawa i wspólne spędzanie czasu, ale również budowanie pewnych więzi i relacji. Budowanie społecznych zachowań oraz nauka funkcjonowania w grupie. W pewnej społeczności.
Tym razem nie lubię i nie zgadzam się. Moim zdaniem (i nie tylko moim ale wielu psychologów) dziecko do żłobka powinno pójść tylko wtedy, gdy rodziców nie stać na nianię a sami albo ich rodzice NAPRAWDĘ nie mogą się dziećmi opiekować. Dziecko do ok. 3 roku życia potrzebuje kochającą osobę do opieki (mama, tata, babcia, dziadek, ciocia, niania). I owszem, musi „wyjść z domu” ale właśnie w okresie przedszkolnym, nie wcześniej. W żłobku dziecko nie dostanie takiej opieki jakiej potrzebuje, chociażby były tam najwspanialsze „ciocie” na świecie, bo one mają tych dzieci kilkoro pod swoją opieką i gdy jedno potrzebuje się przytulić, to drugie trzeba przebrać a z trzecim się pobawić itd. itp… Argument o rozwijaniu się dziecka wywołuje we mnie ciary! Dziecko ma mieć dzieciństwo po prostu się bawić i rozwijać swoim tempem a nie od 1 dnia życia brać udział w wyścigu szczurów i rozwijać się, (najlepiej jak ma angielski, chiński, judo i naukę gry na flecie w tym żłobku aha no i podstawy ekonomii). Co do uodpornienia się to nie znam danych naukowych, ale moim zdaniem to jest mit. Ja nie chodziłam do żłobka, nie chodziłam nawet do przedszkola! i jakoś niespecjalnie chorowałam w szkole…
Bardzo uważnie przeczytałem Pani komentarz i muszę przyznać, że musiałem przygotować się dobrze, by na niego odpowiedzieć 🙂 Zacznę może od badań, psychologów i wszystkich tych, którzy uważają, że znają moje dziecko lepiej, niż ja sam. Dla wielu osób żłobek, to jakieś zło konieczne. Instytucja, która istnieje wyłącznie dla biedoty nie mogącej opiekować się własnymi dziećmi, bo muszą odbijać kartę zakładową o 7 rano w fabryce azbestu. Proszę mi wierzyć, że tak nie jest. Aby się nie zapętlić, muszę również powiedzieć coś ważnego na temat współczesnego rozwoju pedagogiki dziecięcej i psychologii. Ciocie, które rzekomo uznaje się za nieodpowiednie w żłobku, ponieważ zajmują się kilkorgiem dzieci na raz, są i muszą być studentkami, a w późniejszym etapie absolwentkami wyższych uczelni w zakresie pedagogiki.
Chociażby dlatego nie oddałbym dziecka niani. Zwykle są to osoby niekompetentne. Nie mówię w tej chwili o predyspozycjach, czy doświadczeniu. Mówię o wyształceniu oraz braku programowego przygotowania do zajmowania się dziećmi. Zwykle są to starsze panie albo emerytowane pielęgniarki. Młode osoby zwykle po studiach nie związanych z pedagogiką. Załóżmy jednak, że mamy pieniądze. Znaleźliśmy osobę w pełni kompetentną. Czego nauczy moje dziecko w pojedynkę? Czy mam pewność, że zajmie się moim dzieckiem odpowiednio? Przecież nie będzie mnie w domu. Nie wiem, co będzie robiła z moim dzieckiem. Nigdy nie będę uważał nani za dobry wybór. Chyba, że własną żonę lub mamę. Żłobek daje możliwości, których nie mam w domu. Szczególnie, że wszystko jest obecnie dokumentowane. Zajęcia czy wydarzenia są utrwalane. W placówkach jest monitoring. Dodam również, że w placówkach obecnie są odpowiednie wymogi, ile osób powinno się znajdować w sali, aby móc „ogarnąć” dzieci.
Nie bardzo zrozumiałem dlaczego ma Pani ciary, jeżeli chodzi o rozwój. Nie narzucamy w domu naszym dzieciom niczego. Nie pomagamy, nie sadzamy specjalnie i nie używamy chodzików oraz innych idiotycznych urządzań, które rzekomo wspomagają dzieci w rozwoju. Nasze córki nie używały smoczków, a nocnik w zasadzie był używany sporadycznie, bo starsza nauczyła się z innymi dziećmi siadać na sedesie w żłobku. Młodsza ma 18 miesięcy i robi w pieluchy. Czasami ją sadzamy. Wieczorem, podczas kąpieli patrząc na siostrę również karze się sadzać na nakładce na sedesie i robi swoje. Poza tym jesteśmy wyluzowani, jeżeli chodzi o jakieś wymuszanie na dzieciach zachowań i czynności. Podobnie jest z jedzeniem. Lubimy BLW. Lubimy, jak córki mogą sobie wybrać, co jeść. Pozwalamy im jeść rękami, jeśli chcą.
Jeżeli napisała Pani to, co w tej chwili przeczytałem oznacza wyłącznie, że nie zrozumiała przekazu. Nie wspomniałem słowem o zajęciach, tylko o rozwoju, poprzez interakcję z rówieśnikami. Żadna bliska osoba nie zapewni, prócz siostry i brata, takiego rozwoju i nauki, jak przebywanie z rówieśnikami. Podczas zabaw, wspólnych zajęć plastycznych, śpiewania, czy czytania książek itp. Wszystko poprzez zabawę. Dzieci najlepiej rozwijają się między sobą. Wśród innych dzieci. Oczywiście może to robić mama czy tata. Tylko ile takich mam będzie, które prócz ogarnięcia domu, będą miały kreatywne pomysły na zabawy i zajęcia plastycze itp?
Dla przykładu chciałbym, aby Pani powiedziała co sądzi o metodzie Montessori oraz żłobkach powstających z myślą o tej metodzie dla rozwoju dzieci. Do mnie osobiście nie przemawia w pełni, ponieważ jest trochę, jak puszczaniem 6 latków do szkoły, ale może ktoś ma pozytywne zdanie na ten temat.
Jeżeli chodzi o chorowanie i dzieci w obecnych czasach. Nie mamy porównania. Niestety żyjemy w rzeczywistości, która dla dzieci nie jest zbyt łaskawa. Wśród moich znajomych panują dziwne choroby, a dzieci potrafią z jednej wchodzić w drugą. Moje dziewczyny na szczęśćie jeżeli chorują, to tylko zmagają się z katarem, ale podobno katar, to kolejny członek rodziny, więc to nie choroba. Nie mogę potwierdzić w pełni zależności i wpływu bycia w żłobku i przedszkolu na mniejszą czy mniej częste zachorowania, więc jeżeli to mit, bardzo się z tego ucieszę. Chociaż z drugiej strony cyt:
„Dziecko w żłobku czy przedszkolu po raz pierwszy w swoim życiu styka się z tak dużą ilością różnych bakterii i wirusów. Nawet jeśli wcześniej bawiło się z dziećmi, nie stykało się z nimi przez tyle godzin dziennie. Okazuje się, że okres od 18 miesiąca do 3 roku życia, gdy odporność, którą mama przekazała w mleku, już się skończyła, jest wyjątkowo trudny, bo maluch nie ma odporności przeciwko drobnoustrojom, które spotyka, dlatego zaczyna chorować. Infekcje te są sposobem na budowanie przez organizm dziecka odporności i działają jak naturalna szczepionka.”
Oczywiście pod warunkiem, że w wieku 18 miesięcy kobieta już nie karmi piersią. Moja żona póki co przynajmniej 3 razy dziennnie karmi młodszą córkę, więc można zakładać, że jeszcze z mlekiem otrzymuje naturalną odporność.
Jeżeli chodzi o Pani dzieciństwo, to muszę powiedzieć, że ja osobiście chodziłem do żłobka i przedszkola. Żłobek był akurat potrzebny, ponieważ oboje rodziców pracowało. Jeżeli chodzi o przedszkole, to chodziłem do tego samego, w którym moja mama pracowała. Jest wychowawczynią dzieci trzyletnich w przedszkolu z ponad 30 letnim stażem i mogła mi powiedzieć co nieco na temat rozwoju dzieci w przedszkolu. Oraz o tym, czy istnieją pewne widoczne różnice między dziećmi, które wychowywały się w domu z mamą, a tymi, które przyszły ze żłobka. Nie uważam żadnych dzieci za lepsze czy gorsze. I jeżeli ktokolwiek ma możliwość wychowywania swojego dziecka w domu, to świetnie. Dziecko z mamą z pewnością będzie zachwycone.
Moim zdaniem jednak dzieci, które uczęszczają do żłobka i przedszkola, otrzymują w zamian od nas coś więcej. Dlatego, że pracując od rana na życie i rodzinę, z przyjemnością popołudnia mogę spędzać ze swoimi dziećmi. Zresztą pracując w domu mogę spokojnie odprowadzić dzieci kiedy chcę i zabrać je również raz wcześniej, raz później. Nie wiem, jak inne dzieci, ale widzę jakie zachwycone są moje córki, gdy wracają ze mną do domu i starsza opowiada co robiła i z kim się bawiła. Poza tym zajęcia logopedyczne pozwalają jej pięknie wymawiać R, CZ, SZ czy Ż.
Na koniec powiem szczerze, że zgodzę się z Pani niezadowoleniem i nie polubieniem tylko w jednym wypadku. Jeżeli mama wychowuje nie jedynaka, a dwójkę dzieci w domu. Ma wiedzę pedagogiczną i logopedyczną. Do tego potrafi wykonywać z dziećmi ćwiczenia dla uczenia prawidłowej postawy ciała. Codziennie zrobi z dziećmi prace manualne, a do tego ogarnie dom i ugotuje, a w międzyczasie poda śniadanie, obiad i poczeka na powrót męża, który przejmie dzieci do zabawy 🙂 Wtedy przybiję Pani piątkę i powiem, że tak – żłobek i przedszkole są niepotrzebne. W innym wypadku, jedynak powinien iść do dzieci.
Serdecznie Pozdrawiam 🙂
Nie wiem od czego zacząć 🙂 zacznę od tego, że jeśli chodzi o przedszkolaków to się w pełni zgadzam. Mi chodzi o dzieci do wieku 2,5 – 3 lata. Co do pozostałych to mam jedno zasadnicze pytanie: „Co z tego, że moje dziecko nie będzie tak rozwinięte jak inne dzieci, które wychowywane są w żłobku?” Nawet jeśli moje dziecko będzie odstawać to co z tego? Po co ma mi być wiedza pedagogiczna i logopedyczna? Gdy do dziecka mówi się „normalnie” i nie ma ono jakichś wad wrodzonych, będzie mówić prawidłowo. Co do ćwiczeń dla prawidłowej postawy ciała? Znów nie widzę potrzeby specjalnych ćwiczeń, jeśli dziecko rozwija się prawidłowo i nie jest do niczego zmuszane (siadanie, chodzenie skakanie itp) a jeśli dziecko ma jakieś asymetrie to i tak rodzic chodzi z nim do jakiegoś rehabilitanta. Mam na razie jedno dziecko, ale mam nadzieję, że niedługo będzie miało rodzeństwo. Nie znaczy to jednak, że teraz trzymane jest hermetycznie, bo chodzę z nią na różne zajęcia, spotykam się z koleżankami, które mają dzieci, ale prawdę mówiąc, gdy dzieje się to za często córka wcale nie jest szczęśliwa tylko zbytnio „nabodźcowana” (ma rok)
Co do niani, to nazywanie ich niekompetentnymi dlatego, że nie mają wykształcenia, jest krzywdzące. Dla mnie wystarczy, że są mamami, babciami. Serio. Rodzice też nie mają wykształcenia do opieki nad dziećmi – i tak, pewnie dlatego powinno się dzieci posyłać do żłobka w ręce „specjalistów” ;-). Nota bene ostatnio spotkałam się z dziewczyną, która jest po pedagogice specjalnej, pracowała w żłobku – i która, gdy moja córka po 1,5h spędzonych w knajpie, gdzie nie było kącika dla dzieci, dała mi do zrozumienia, że już ma dość – skwitowała to tekstem: „o mały wymuszacz” – dziękuję za taką wykształconą „ciocię”.
Jeszcze co do niani, to gdybym mogła, to bym w ogóle jej nie zatrudniała, ale z pewnych powodów muszę, mam nadzieję jednak, że będę wtedy też obecna w domu.
Jeśli chodzi o Montessori to mam mieszane uczucia – są rzeczy, które mi się podobają – pomoc w rozwijaniu predyspozycji, opieka bliższa duchowi rodzicielstwa bliskości, ale nie zdecydowałabym się na pójście tą drogą.
Podsumowując, pewnie, że chcę, żeby moje dziecko miało się w życiu dobrze, więc przydałoby się dobre wykształcenie, czyli teoretycznie warto zacząć wcześnie kształcić umiejętności, ale myślę, że najważniejsze jest, żeby było szczęśliwe a wg mnie da mu to szczęśliwe dzieciństwo. Każdy robi jak chce, więc szanuję Pana wybór, ja chcę, żeby moje dziecko było przede wszystkim rozwinięte i dopieszczone emocjonalnie a z resztą sobie poradzi. Moim zdaniem żłobek nie jest w stanie tego zapewnić.