Nikt tak, jak ja nie powie Ci prawdy. Nawet o samym sobie


 

Osiągając pewną dorosłość i doświadczenie życiowe, jesteśmy takimi małymi i większymi kłamczuchami. Dzieci również, ale nieco później. Gdy już rzeczywiście mają co przed nami ukrywać lub chcą po prostu mieć więcej intymności, gdy starzy o coś ciągle wypytują. Małe dzieci są inne. Powiedzą Ci całą prawdę. Nawet tą całkowicie brutalną, bo uważają, że tak trzeba. Nie wiem jak to wygląda u innych rodziców, ale u nas całkowicie mogę czuć się obnażony, gdy tylko Aleksandra otwiera swoją buzię. Nasza Ala jest zbyt mała, żeby cokolwiek powiedzieć. Kilkanaście miesięcy jej życia pozwala na wypowiedzenie wyłącznie kilku kluczowych dla niej, pojedynczych słów. Takich, jak: tata, mama, tak, nie, baba, dziadzia. Reszta to dla niej magia, której nauczy się w swoim czasie. Inaczej wygląda sprawa z Olą, ponieważ odkąd zaczęła składać pojedyncze zdania, zaczęła decydować się na coraz większą śmiałość w wypowiadaniu całkowitej i czystej prawdy na każdy temat. Obecnie prowadzi z nami dość inteligentne konwersacje, a czasami nie można jej przegadać.

Tak czy inaczej, dzieci są na tyle wspaniałe, że odkąd zaczynają z nami rozmawiać, pragną dzielić się wszystkimi przeżyciami, bólami, spostrzeżeniami i obserwacjami. Nie dziwi więc fakt, że dziecko bez problemu powie, że coś je boli, a śnieg jest biały, przeleciał samolot, właśnie po chodniku przeszła mrówka, a tamta pani jest gruba, a ten Pan ma plamę na spodniach. Fascynują mnie te rozmowy, ponieważ dzieci potrafią zauważyć rzeczy, zjawiska i zdarzenia, których my już dawno nie widzimy, a nawet nie jesteśmy w stanie dostrzec. Ja to nazywam ograniczonym horyzontem widzenia, który u dorosłych jest ściśle wykadrowany do takiego rozmiaru, aby dostrzegać tylko to, co jest najważniejsze.

Dzieci spoglądają na świat zupełnie inaczej. Ich oczy otwarte są na cały świat bardzo szeroko. Pragną poznawać wszystko dookoła, jak tylko się da. Chcą uczyć się całego świata. Pochłaniają go wszystkimi zmysłami i widzą tam, gdzie nasze zmysły z biegiem lat się przytępiły. Pisałem o tym jakiś czas temu we wpisie: Słucham, oglądam, smakuję, czyli eksplozja zmysłów. Jeszcze o tym w przyszłości napiszę, bo to naprawdę interesujący temat. Dlatego powiem, że dziecięca szczerość nie do końca może się ojcu przydać. Ola jest na tyle zafascynowana opowiadaniem wszystkiego, że gdy tylko spędzi jakiś czas ze mną i mama wraca do domu wystarczy, że zada kilka prostych pytań… I jestem ugotowany. Nic się nie ukryje. W jednej chwili mama otrzymuje kompletny i rzetelny raport szpiegowski.

 


Ze mną nie będziesz się nudził – NIGDY!


 

Dzieci wiedzą, w jaki sposób zwrócić na siebie uwagę. Oj tak. Moja młodsza córka – Alicja bardzo stara się każdego dnia, żeby ją widziano i gdy Ola ogląda sobie spokojnie bajkę albo bawi się w najlepsze, Alicja zawsze ma inną misję. Przeszkadza siostrze, stukając ją po głowie albo ukradniem podchodząc szybciutko nie zauważona, podkrada zabawki lub klocki, którymi bawi się Aleksi i jeszcze szybciej ucieka, ciesząc się z tego faktu. Po prostu mały łobuziak i psotnik. Aleksandra oczywiście myśli, że Ala robi jej na złość. Dla Ali to tylko element zabawy z siostrą. Jeszcze nie potrafi dobrze składać ze sobą klocków, a układanie puzzli, to dla niej jeszcze nie ten etap.

Ze mną i z żoną Ala postępuje w bardziej wyszukany sposób. Próbuje wejść zawsze tam, gdzie jest najbardziej niebezpiecznie lub wtyka swoje cztery litery w miejsca, które mogą przyprawić człowieka o siwe włosy. Wchodzenie na stoły i stołki, a nawet wspinanie się nie wiadomo jak i gdzie na parapety, to tylko część z jej wspinaczkowych osiągnięć. Meble są równie dobrym polem do trenowania wytrzymałości nerwów rodziców.

Z nią naprawdę nie mogę się nudzić. Krzesełko do jedzenia czy szafka do butów już nie raz o mały włos nie wylądowały na niej w całości. Wspinaczka, to jej chleb powszedni, dzięki któremu rodzice wiedzą, że żyją. Bo jakby to było, gdyby dziecko nic nie robiło. Co chwila wymyśla nowe, ciekawe zabawy. Co z tego, że wstawiliśmy w kontakty zabezpieczenia przez wkładaniem oślinionych paluchów, jak przecież można z bidonu niekapka chlupnąć co nieco, bo może akurat się uda. Czasami zabawkami również może w jakiś sposób da się wyciągnąć to przeszkadzające coś i może jednak da się jakoś włożyć coś do tego kontaktu, bo on taki najbardziej interesujący jest. Bo co tam w tych dziurkach małych jest. Coś niezbadanego i przez rodziców zabronionego, a wiadomo, że zakazane jabłko wiedzy smakuje najlepiej. Wszystkie szafki? Oczywiście. To najbardziej chroniony zakątek i fortece, które zawsze są w jakiś niebezpieczny sposób zabezpieczone i zamknięte. Za nic nie można się do nich dobrać.

Kuchnia? Oł je, je, je. Zawsze wtedy, gdy najwięcej się gotuje i jest najbardziej gorąco i niebezpiecznie. Zabawa ciuchciami i klockami jest najbardziej udana. Najlepiej jednak, gdy piekarnik jest włączony i bardzo gorący. Wtedy to już w ogóle jest świetnie, bo świeci, bo gorący, bo widać w końcu co tam w środku tak naprawdę jest. A nie jak taki pusty stoi i światełko się nie świeci. Wtedy nawet nie wiadomo, czy jest tam coś interesującego. Poza tym szafki kuchenne kryją tyle nieskończonych wspaniałości, że gdy tylko nadarzy się okazja, warto przyjrzeć się bliżej i jeżeli się uda, otworzyć i szybko wyciągnąć wszystko to, co jest najbardziej interesujące, czyli najmniej bezpieczne dla zdrowia dziecka. O tak. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, a nawet wtedy nie ma stuprocentowej pewności, że nasze dziecko nie użyje jakichś czarów i mocy niewidzialności, aby przemknąć się przez nasze bacznie obserwujące oczy.

 


Cały dom zapłonie od moich krzyków i wrzasków i zapachu świeżej kupki


 

Gdy mieszkaliśmy z żoną sami, wtedy jeszcze jako narzeczeństwo, nasze mieszkanie było zakątkiem pachnącego spokoju i ciszy. Pamiętam zapach aromatycznych świeczek wieczorami i odświeżacza powietrza w sprayu, którego słodka woń do dzisiaj wykuta we wspomnieniach powraca zawsze wtedy, gdy odświeżam w pamięci tamte chwile i wracam myślami do dni oraz chwil spędzonych z moją ówczesną narzeczoną. Czy to było wyłącznie patrzenie sobie w oczy, przytulanie, czy oglądanie seriali i telewizji, zawsze towarzyszyła nam cisza, harmonia i spokój. Zasypialiśmy razem w objęciach, a życie toczyło się swoim torem. Nieskalane wywrotami i wyskokowymi zdarzeniami. Oczywiście prócz tych, które zdarzały się przypadkowo. Potem nastały dzieci…

Z wielkim hukiem przybyła do nas Aleksandra, która wywróciła nasze życie do góry nogami. Harmonia i spokój powoli ustępowały obecności istoty, która miała do powiedzenia i zrobienia więcej, niż moglibyśmy się spodziewać. Wszyscy to znamy prawda? Rozpoczęła się wielka kampania rodzicielska i ekspansja małego jestestwa w nasze życie. Udało się. Rozpoczęliśmy wspaniały okres pełen hałasu i płaczu. Rozpoczął się czas oglądania jakości wykonanej kupki, zmieniania pampersów częściej, niż by się mogło wydawać i oglądania naszej pociechy, jak rośnie. Nim się sposrzegliśmy, Aleksi szybko zaczęła chodzić i mówić. Wkrótce przybyła do nas druga córka – Alicja. Historia się zaczęła powtarzać i chociaż starsza córka była już wystarczająco duża, żeby pampers nie był problemem, to rozpoczęliśmy życie w trybie stereo. Do jednego ucha Ala. Do drugiego Aleksandra. To nieprawdopodobne ile tego „słodkiego” hałasu potrafi wykonać dwójka małych dzieci w akompaniamencie grająco – skaczących i jeżdżących zabawek, które do dzisiaj dodają nam smaczku w życiu.

Wiecie, że dzieci to nie tylko hałas, wrzaski, płacz i kuppa? To również najbardziej niespodziewane historie i przygody. I to w najmniej oczekiwanych momentach. Na przykład wtedy, gdy spieszysz się po starszą córkę do przedszkola, a podczas ubierania się do wyjścia okazuje się, że pampers został załadowany odłamkowym, który był na tyle skuteczny, że należy delikatnie rozbroić całą bombę, rozebrać dziecko, włożyć do wanny i umyć. Może się również zdarzyć, że ubierając dziecko w ładny strój, zrobi ten swój odruch wymiotny i wyrzuci z siebie wszystko na świeże ubranie lub co gorsza bez ostrzeżenie zrobi to podczas jazdy samochodem na siebie i cały fotelik samochodowy podczas wesołej, zaplanowanej wycieczki w góry. Oj tak. Gdy najbardziej spieszysz się do czegoś lub do kogoś, potrafią się przydarzyć historie nie zbadane przez największych mędrców.

 


Możesz ze mną bawić się czym i w co chcesz – bez obciachu


 

Można powiedzieć, że postraszyłem troszkę przyszłych rodziców. Ci, którzy mają dzieci z pewnością przeżywali podobne historie. Ok, ale dla ojca okres wychowywania dziecka jest równie przyjemny, co jego własne dzieciństwo. Po pierwsze dlatego, że może wybierać zabawki dla swojego dziecka, a dodatkowo bawić się nimi bezkarnie. W końcu kto powie, że nie jest zajebistym widokiem obrazek ojca bawiącego się ze swoją pociechą? Ktoś zaprzeczy? Prawdopodobnie Ci, którym urodził się syn, cieszą się jeszcze bardziej. Mogą spokojnie wybierać najciekawsze zabawki i pod przykrywką uciechy dla dziecka, bawić się razem z nim. Ja bym tak zrobił. Ok, może nie zawsze, ale co jakiś czas wybrałbym takie zabawki, które byłyby dla nas obojga.

Aktualnie mam dwie córki. Czy planujemy trzecie dziecko? Nie wiem. Na pewno nie w tej chwili. Tak naprawdę nie jestem pewien, czy w ogóle. Jestem jednak przeświadczony, że gdybyśmy mieli środki, to z pewnością nic nie stanęłoby na przeszkodzie ku temu. Może nastałyby czasy potomka, który poniesie herb naszego rodu. Tymczasem moje córki kochają lalki, kucyki Pony oraz inne, fajne gadżety. Na szczęście lubią też ciuchcie, samochody i samoloty. I to, co uwielbiam – klocki. Mógłbym przesiadywać godzinami i układać kolejne zabawki z klocków albo garaże dla naszych samochodów i kolejek. Mam czym się pobawić, więc korzystam póki mogę.

Druga sprawa, to możliwość zabaw na dworze. Gdy idę z córkami na plac zabaw, nikt nie będzie dziko spoglądał, gdy razem z nimi beztrosko będę skakał i bawił się na całego, zjeżdżał na zjeżdżalniach, czy bujał się na huśtawkach. To przywilej ojca, który opiekuje się swoimi dziećmi. O tak! Skakanie po kałużach? Oczywiście. Rozwalanie zamarzniętych kałuż zimą? Jak najbardziej. Przecież to najlepsza zabawa na świecie.

 


Będę zarządzać Twoim czasem w taki sposób, że na nic nie będziesz miał go w nadmiarze


 

Dzieciaki są absorbujące. Zabierają całą naszą uwagę dla siebie albo jak kto woli – na siebie. Nie da się tak po prostu udawać, że ich nie ma. Nie można również ich zignorować. Wszystko, czego się dotkną zwykle zmienia się w potencjalne zagrożenie życia i zdrowia. Jednak mimo wszystko uczą rozporządzania swoim czasem w taki sposób, w który nie nauczy nas najlepsza szkoła oszczędzania i zarządzania zasobami ludzkimi. Gdy dziecko jest w domu z rodzicem od razu umieszcza w naszym grafiku zadania, rytuały i przyzwyczajenia, które musimy spełnić. A przy okazji możemy wykonać swoje obowiązki. Tak więc, gdy siedząc samotnie przed komputerem w pracy, jedynym moim obowiązkiem, poza nią, jest zrobienie sobie kawy, przegryzienie czegoś i drobne rzeczy takie, jak ubranie się, złożenie łóżka, pościeli i ogólne ogarnięcie rzeczy. Czasami wstawię pranie. Gdy trzeba. Z dzieckiem jest inaczej. Nie ma czegoś, co można zrobić, ale jak nie zrobisz, to nic się nie stanie.

Rano musisz dziecko ubrać i nakarmić. Zrobić ciepłej herbaty i powalczyć troszkę z jego kaprysami, bo może jednak odechce się mu jeść taki chleb, z tym czymś i zachce mu się coś innego. Herbata podana w nieprawidłowym kubku może również stanowić pewien problem, który będzie się ciągnął przez pół godziny. Położenie kanapek na talerz z myszką, a nie z misiem? To przekroczenie pierwszego stopnia. Później cały czas dziecko musi się czymś zająć. Nie ma takiej opcji, żeby siedziało przez jakiś czas samo i nic nie robiło. No i nastaje obiad. Najgorzej, gdy nie smakuje albo za dużo tego, albo za mało. Talerz nie taki i picie jakieś takie, bo lepiej będzie jeżeli nalejemy wody.

I tak do wieczora, gdy zabawa i marudzenie stają się porządkiem dziennym. Bo chce się to i to, a tamtego nie. I najlepiej, jakby wywalić wszystkie zabawki na środek mieszkania. A jak już się wywali, to lepej iść do taty powiedzieć, że coś innego jednak się chce do zabawy i niech tata posprząta, bo dziecko nie ma siły. A jak już namówi się je do sprzątania, to rozpoczyna się oglądanie czegoś nieprawdopodobnego. Nasze dziecko wygląda, jak w trybie zwolnionego filmu i siedząc, potrafi włożyć jedną zabawkę na 5 minut do kufra podczas, gdy wykładanie zabawek wynosi 100 na sekundę.

Wieczorem zmęczenie, kolacja i niechęć do kąpieli. Zwykle za wcześnie albo po prostu nie. A jak już u mnie idą dwie siostry do kąpieli, to starsza musi wejść zawsze pierwsza, bo będzie foch i cała imreza się nie uda. Młodsza chce sama myć zęby i jak tylko chcę jej samodzielnie umyć, bo jeszcze nie potrafi za bardzo, to jest ryk na całą dzielnicę. Mycie głowy również nie jest ulubioną czynnością. Najlepiej, jakby głowa sama się wietrzyła na wietrze i nie trzeba było jej myć. A na koniec zasypianie i wieczne problemy przed snem, bo niby dzieci nie zmęczone, a to zabawa zaczyna się najlepsza właśnie wtedy, gdy trzeba się położyć spać. A to jeszcze coś innego. Znacie to prawda?

 


Podsumowanie ojca, który z nie jednym dzieckiem żyje


 

Gdy pojawiają się na świecie dzieci, nasza rzeczywistość zawiruje dookoła. Można powiedzieć, że swoją obecnością tworzą nowy, zupełnie inny świat alternatywny do tego, który znamy jako single. Bo tak naprawdę singlami jesteśmy w pewnym sensie będąc w związku. To dzieci dopełniają kielich całej niezbadanej, nieokiełznanej i nieograniczonej mocy emocji, które wyzwolone tworzą nieprawodopodobne historie. Świat, w którym egzystujemy jako dorośli kręci się wokół pewnych sztywnych norm, zasad, ram, utartych ścieżek. Tworzymy pewne dobra, wytwarzamy rzeczy i powiększamy ich ilości. Czyli po prostu zarabiamy, kupujemy, posiadamy. Dziecko spogląda na nasz świat z zupełnie innej perspektywy.

Wszystko co uważamy za ważne, wartościowe i nieodzowne, dziecko ma w nosie. Rzeczy będące w zasięgu ręki są potencjalną zabawką, która może zostać w każdej chwili rzucona, zbita, rozwalona. Taka dziecięca natura. Czas? To jedna z najmniej cenionych wartości. Można wręcz powiedzieć, że poczucie czasu dla dzieci sprowadza się do wiedzy na temat kąpieli, pory śniadania, obiadu i kolacji. I tutaj nie zawsze, bo gdy jest świetna zabawa, te preordery na pewne czynności, zostają pominięte lub po prostu olane. Podobnie jak czas kupy i siku, które mogą zostać wyzwolone w trakcie idealnej beztroski. Mów do dziecka, że jest późno albo musisz się pospieszyć, bo coś tam. To jakbyś mówił do gołębia, który po prostu narobi Ci na rękaw.

Emocje. Dzieci wyzwalają je w nadmiarze. Do bólu głowy. Krzyki radości, histeria, płacz, upust złości i niezawodolenia, to nie są tylko małe nieporozumienia, które my – dorośli potrafimy tłumić lub co najwyżej wyrzucić z siebie raz na jakiś czas. Wszystko ubrane jest w emocje tak mocno i skutecznie, że wystarczyłby trzepot skrzydeł motyla, aby wyzwolić teorię chaosu. Serio. Kto posiada dzieci wie, że ona istnieje naprawdę.

Co jest więc takiego wspaniałego, że warto mieć dzieci? Właśnie to wszystko. Przybycie dzieci na świat, jest niczym błądzenie w świecie fantastyki bez uzbrojenia. Jesteśmy wyposażeni wyłącznie w swoją mądrość, opanowanie i cierpliwość, czyli największe cnoty rodzica. Jako rodzice musimy więc przyjąć wszystko na klatę i przy tym uśmiechnąć się szeroko, gdy dostajemy po dupie i sypiamy snem wahadłowym. A później otworzyć się na wszystko, co się wydarzy.

Komentarze Disqus (0)

tataidziecko