Wiem, że mogę sobie zaszkodzić tym, co teraz napiszę, ale czy nie masz wrażenia, że współczesne dzieci nie marzą tak naprawdę o niczym? One po prostu chcą to dostać i mają to dostać, bo tak chcą! Odnoszę wrażenie, że przepych i możliwość posiadania dowolnych dóbr, to droga do wychowania roszczeniowych ludzi, którym wydaje się, że wszystko im się należy, bo tak, bo się urodzili i każdy powinien spełniać ich zachcianki. Czuję, że wychowanie dzieci staje się coraz trudniejsze wraz z napływem nowych odkryć, psychologicznych sztuczek i próbie traktowania dzieci po kumpelsku przez wielu rodziców. A Ty co myślisz?

 

Ja chcę to dostać! Masz mi to kupić! Chcę to! Daj mi! Chcę! Chcę! Chcę!

A gdzie zwyczajne poproszę? Czy ktoś tutaj upadł na głowę, że dziecko mówi tylko „CHCĘ!”? Wiele razy się z tym spotkałem i gdy zwróciłem nie swojemu dziecku uwagę, że nie chcę, tylko poproszę, to spojrzało się na mnie, jakbym przewrócił jego cały światopogląd i życie do góry nogami – jak to ono ma dorosłego poprosić o coś? Przecież nikt mu tego nie powiedział, a tutaj nagle jakiś wujek poprawia jego zachowanie i mówi, że powinno się mówić poproszę. Czasami ktoś zwrócił uwagę na to, że ja zwracam uwagę moim dzieciom i uczę je cały czas, że zawsze mówi się poproszę to czy tamto, i odebrał to pozytywnie.

Nie każdy rodzic zwraca na to uwagę, ale właśnie dzięki temu, dziecko uczy się również pewnego dystansu do słów chcę i poproszę, ponieważ najczęściej słowo chcę pada w złości i gniewie, gdy nie zgadzamy się na to, czego dziecko chce. Jeśli uznamy, że to niebezpieczne lub dziecku niepotrzebne albo pora jest nieodpowiednia, to mamy prawo się nie zgodzić, a dziecko musi nauczyć się godzić z odmową rodzica, ponieważ my nie jesteśmy dziecka kumplem czy kumpelą, ale wychowawcą i przewodnikiem, który musi ustalić panującą w domu hierarchię. Pamiętaj o tym, bo dziecko zrobi, co będzie chciało!

Czasami odnoszę wrażenie, że dzieci chcą zrobić z nas swoich kumpli i jeśli nie pokażemy im, że to rodzic decyduje i ustala zasady, możemy mieć naprawdę duży problem. Począwszy od tego, że dziecko nie będzie nas słuchać, kończąc na biciu, pluciu i lekceważeniu tego, co do dziecka mówimy. To nie jest tak, że maluch postępuje w ten sposób, bo tak go nauczyliśmy, ale dlatego, że nie powiedzieliśmy mu, że w ten sposób nie załatwia się swoich spraw. Gdy pozwalamy na takie zachowanie, źle reagujemy albo co gorsza – uderzymy nasze dziecko, z pewnością pogłębimy jedynie ten problem.

Dziecko uczone spełniania zachcianek przez chcę, wcale nie będzie ani grzeczne, ani miłe dla nas, ponieważ zawsze będzie uważało, że wystarczy powiedzieć: „chcę to!”, aby to otrzymać, a jeśli któregoś dnia powiemy „nie”, albo będziemy chcieli wytłumaczyć, że nie tym razem, z pewnością zakończy się to kłótnią, awanturą, histerią i wielkim żalem do rodzica, bo nagle chce odebrać dziecku jego prawo do żądania tego, czego chce. Wiesz, ja nie jestem żadnym guru wychowania dzieci i popełniam również różne błędy wychowawcze.

Kształcę się przez cały okres ich wychowania i z pewnością nigdy nie poznam wszystkich metod, sposobów i sztuczek, które pozwolą mi wychować dzieci tak, jakbym tego oczekiwał. Wiem jednak, że jeśli tłumaczymy się pracą, obowiązkami, dajemy dziecku za dużo wolności, to szkodzimy zarówno sobie i naszemu maluchowi. A jeśli dołożysz do tego elektroniczne nianie w postaci tabletu lub smartfona, będziesz miał ciekawą historię dziecka, które musiało radzić sobie samo.

Zostawione z zastępczymi urządzeniami, stanie się człowiekiem, który nie potrzebuje i nie poszukuje głębokich więzi z bliskimi, bo przecież ma tablet, smartfon, gry i aplikacje, które pięknie wyglądają i można je włączyć zawsze, kiedy dziecko chce, a więc za każdym razem nasz maluch będzie się uczył, że tylko te urządzenia dadzą mu to, czego chce! To tak na marginesie 😉

Wychowanie dziecka we współczesnym Świecie blog

 

Nauka słowa poproszę, to bardzo trudna sprawa. Mówię serio!

Słowo poproszę, jest bardzo miłe i uprzejmie informuję nas o tym, że ktoś od nas czegoś oczekuje i czego chce. No właśnie – czegoś chce! Tutaj pojawia się pierwszy problem, ponieważ nie pytamy dziecka: „o co chcesz poprosić?”, ale „co byś chciał lub chciała?” – dziecko odpowiada więc: „chcę kanapkę”, „chcę ciasteczko”, „chcę herbatkę”. Dziecko nie rozumie, dopóki nie nauczymy naszego malucha, że gdy czegoś chce lub gdy pytamy co by chciało, powinno powiedzieć: „poproszę chlebek”, „poproszę herbatkę” – poproszę to czy tamto, ponieważ następnym razem usłyszysz: „Tatusiu poproszę herbatkę” 🙂

To bardzo istotny element relacji z dzieckiem podczas codziennych czynności. Dziecko uczy się podstaw kulturalnego zachowania. Wiem, że to trudne zadanie przed Tobą, ale jeśli nie będziesz zwracał na to uwagi, Twoje dziecko zawsze będzie tylko chciało, ale nie poprosi Cię o nic. Ważne jest, aby dziecko nauczyło się mówić poproszę, dziękuję i przepraszam. W jaki sposób dziecko nauczyć tych trzech świetnych słów? Pokazać maluchowi samemu, że ich używasz. To najprostsza metoda. Mówię całkiem poważnie. Przecież to Ty jesteś nauczycielem i przewodnikiem. Wykorzystaj to dobrze!

Jeśli Twoja pociecha usłyszy, że mówisz poproszę, gdy czegoś potrzebujesz i dziękuje, gdy otrzymasz coś od swojego dziecka i będzie powiązywała te słowa z konkretnymi sytuacjami, to nauka będzie znacznie prostsza, ponieważ dziecko będzie wiedziało, że skoro tata i mama używa takich słów oznacza to, że ono też powinno w ten sposób mówić i odpowiadać. Dlatego gdy podając dziecku zabawkę, powiesz: „proszę”, Twój maluch nauczy się mówić: „dziękuję”. Dokładnie tak! To jest aż tak proste. Wiem jednak, że zanim Twoje dziecko nauczy się uprzejmości, może minąć dużo czasu, a Ty nie raz będziesz miał dość.

Nie przejmuj się jednak niepowodzeniami, ponieważ każdy z nas uczy się całe życie i nie od razu wiemy wszystko na temat poprawnych zachowań, zwrotów i tego, co przystoi a co nie. Mogę Cię zapewnić, że dorośli ludzie nie potrafią powiedzieć proszę, dziękuję i przepraszam, bo uznają te słowa za urazę ich ego albo jakiejś dziwnej dumy, której w sobie i tak niewiele posiadają lub sądzą, że używanie ich, jest krępujące, a bycie uprzejmym przeznaczone jest, dla słabych. Dlatego naucz swoje dziecko nie musi się ich wstydzić, bo to żadna ujma na honorze, dumie ani nic wstydliwego. To zwyczajna uprzejmość 🙂

 

Masz tutaj na lody – czy prezent od dziadków w postaci 100zł, to dobry pomysł i co to jest liczenie jednostkowe u dzieci?

Dzieci od urodzenia są przez nas wychowywane  w poczuciu, że są najważniejsze i stanowią pępek naszego Świata. To wspaniałe, ponieważ dzieci powinny czuć się bezpiecznie, komfortowo i że są kochane. Jednak przychodzi taki czas, że oprócz tego, że kochamy swoje dzieci, musimy je nauczyć szacunku do innych osób, kulturalnego zachowania i wszystkich niuansów życia, aby nasz maluch nie czuł się Panem Świata i królem wszystkich ludzi z tytułu urodzenia, który dostaje wszystko, czego chce i każdy ma spełniać jego zachcianki, ponieważ życie w ten sposób nie wygląda i na tym nie polega.

W porządku – są ludzie, którzy dorabiają się milionów, a nawet miliardów i tak naprawdę mogą na skinienie ręką kupić cokolwiek zechcą. Każdy prawdopodobnie chciałby zamienić się z Szejkiem albo miliarderem, aby poczuć smak bogactwa i luksusu. Jednak zejdźmy na ziemię. Miliarderów jest niewielu, a większość z nas zwyczajnie zarabia na chleb pracując lub dorabiając się w firmach – czy to czyichś, czy własnych. Zawsze pracujemy i chodzimy do pracy – zdalnie lub stacjonarnie. Bez względu na wszystko, mamy jakiś ogólny pogląd na temat zarabiania, odkładania, wydawania i płacenia rachunków.

Dla dzieci to Świat, który poznają za kilkanaście, czy za dwadzieścia lat, w zależności od tego, w jakim wieku, jest Twoje dziecko i czym będzie się zajmowało, gdy dorośnie. Dopóki Twój maluch nie pozna wartości pieniędzy i nie będzie wiedział co i ile kosztuje, tak naprawdę 100zł od dziadków niewiele mu powie. Dopóki to Ty nie przeliczysz tego na jakieś ulubione zabawki czy słodycze, dziecko nie będzie wiedziało zupełnie ile może czegoś kupić i czy mu wystarczy. Tak naprawdę dzieci myślą w bardzo prosty sposób, czyli ilościowy. Dzieci, które nie potrafią liczyć, wiedzą dobrze, że mają czegoś więcej niż ktoś inny.

Ilościowe spoglądanie na rzeczywistość pozwala dzieciom oceniać, czy mają dużo czegoś, czy mało. W taki sam sposób podchodzą do liczenia pieniędzy. Moje córki bardziej cieszą się, gdy dostaną 20 monet po 2 grosze, niż jeden banknot o nominale 100zł, bo tak naprawdę jeszcze nic im to nie mówi. Sądzą, że gdy dostaną czegoś garść, to mają o wiele więcej, niż ja trzymający w ręku 100zł. Dlatego gdy jedna z moich córek otrzymała 5zł, a druga 3 monety, które były równowartością 5zł np. 2zł, 2zł i 1zł, zaczęły się kłócić, że druga ma więcej, bo dostała 3 monety, a pierwsza tylko jedną.

Nominał nie miał dla nich żadnego znaczenia, bo nie rozumiały, że 5zł, to więcej, niż 2zł – najważniejsza była ilość posiadanych monet. Dlatego sądzę, że dawanie dzieciom dużych nominałów do ręki nie ma praktycznego zastosowania. Ja dorastałem w latach dziewięćdziesiątych, gdzie nie otrzymywało się 100zł od dziadka czy babci na lody, tylko 2-5zł, które były faktycznym nominałem, za który można było kupić sobie lody. Większe nominały otrzymywali rodzice, którzy rozporządzali tymi pieniędzmi i kupowali nam lody czy inne rzeczy, ponieważ mieli jakąś część pieniędzy przeznaczone dla dzieci.

Gdy otrzymałem 10 czy 20zł nie miałem pojęcia, co mam z tym zrobić, dopóki nie poszedłem do szkoły i nie nauczyłem się liczyć. Dowiedziałem się wtedy, że pieniądze mają swoją wartość, a produkty swoją cenę, która określona jest przez wartość nominału. Dlatego gdy dostałem w wieku szkolnym banknot o nominale 20zł planowałem, jak go wydam i kiedy, bo to już było coś naprawdę fajnego! Urodziny czy gwiazdka obfitowały w dwudziestki i pięćdziesięciozłotówki, więc odkładałem sobie do skarbonki, gdy wiedziałem, że jeśli chcę sobie kupić wymarzoną grę planszową, muszę na nią odłożyć.

Podobnie było z niektórymi zabawkami, czy grami na słynną konsolę Pegasus! Gdy wraz z bratem mogliśmy w końcu iść do sklepu kupić sobie kartridż z nową grą, to było wielkie święto dla nas i mówię to naprawdę. Nie było czegoś takiego, jak dzisiaj, że dzieciaki dostają kilka czy kilkanaście zabawek na urodziny, mikołajki czy na gwiazdkę. Nie było również problemów co kupić dziecku na kolejną okazję, ponieważ nie istniał problem: „dziecko już ma wszystko, więc rodzice wymyślają na siłę zabawki” – takiego zjawiska nie było. Zawsze znalazła się jakaś zabawka do kupienia.

Mam wrażenie, że teraz dzieciaki mają tak dużo różnych zabawek, że same nie wiedzą, czym mają się bawić i co robić ze sobą. To bardzo smutne zjawisko, ponieważ czasami patrzę na moje córki, jak nudzą się i pytają mnie w co mają się bawić, bo nie wiedzą co mają robić. Spoglądam wtedy na nie dwie, bo jeszcze zrozumiałbym jedynaka, i nie rozumiem tego. Pełno zabawek w pokoju, książek i różnego rodzaju rzeczy plastycznych, a one pytają co mają ze sobą zrobić. Oczywiście wymyślam im różne zabawy i pokazuję co fajnego możemy zrobić z tym czy tamtym, bo nauka kreatywności, jest bardzo istotna.

 

Czasami warto zająć czymś dzieci i pokazać im fajne zabawy z zabawkami zalegającymi na półkach i uczyć kreatywności

Wiesz o czym mówię? Chodzi mi o zabawki, którymi Twoje dziecko nie bawi się już od dłuższego czasu. Nie chodzi mi o te, które zalegają w szafie nie sprzedane przez cały rok, ale o te, które Twoje dziecko otrzymało niedawno np. miesiąc temu i leżą na półce kurząc się. Dzieci potrzebują często takiego kopa kreatywności, który pozwoli im stworzyć jakiś ciekawy Świat, w który można się zatopić i zacząć zabawę. Nie twierdzę, że dzieci zawsze tego potrzebują. Praktycznie każde dziecko potrafi na poczekaniu wymyśleć sobie zabawę i wręcz zarazić nią dzieci dookoła, jeśli chce.

Potrzeba wymyślenia zabawy zdarza się tylko czasami, gdy nasze dziecko faktycznie nie ma pomysłu na zabawę lub chce zaangażować rodziców, aby się z nim pobawili. Takie zachowanie często cechuje dzieci – jedynaków, ponieważ potrzebują dużo uwagi, więc ich zabawy przede wszystkim związane są z obecnością mamy czy taty. Ja zawsze twierdzę, że każde dziecko powinno mieć rodzeństwo, ponieważ dwójka dzieci w domu, pozwala często rodzicom odpocząć i nie absorbują często tak wiele czasu. Dla nas jest to również istotne, ponieważ każdy rodzic potrzebuje odsapnąć od swoich obowiązków.

Dodatkowo chcielibyśmy zapomnieć o pracy i  odpocząć od codziennej rutyny. Wspólne gry i zabawy są niezbędne do tego, aby dziecko budowało świetne relacje ze swoimi rodzicami. To oczywiste. Dlatego warto zawsze poświęcić dziecku czas na zabawę i wspólne gry, szczególnie wtedy, gdy Twój maluch nie ma pomysłu na zabawę i nie wie co ze sobą zrobić. To dobry czas na naukę kreatywności. Nie musisz wymyślać żadnej zabawy. Czasami wystarczy dzieciom pokazać jakieś zabawki lub wyciągnąć je, aby były na widoku. Wydaje się to może śmieszne, ale zawsze gdy wyciągam zabawki, dzieciaki pytają, co będę robił.

Często jest tak, że wyciągam klocki i zaczynam budować cokolwiek. Córki pytają co buduję, a ja mówię, że nie mam samolotu, więc zbuduję sobie z klocków i nagle zaczynają budować z klocków samoloty, statki, samochody i inne rzeczy. Podobnie jest gdy wyciągnę jakieś maskotki albo figurki. Normalnie leżą sobie gdzieś tam, ale gdy któregoś razu powiedziałem, że będę uczył figurek angielskiego, zbudowały z klocków szkołę. Czasami warto wspomóc kreatywność dziecka, dając jej takiego kopa na rozpęd, bo dzieci wtedy same poprowadzą temat i będą bawić się kolejne dwie godziny albo dłużej 🙂

Dlaczego wychowanie dzieci, jest coraz trudniejsze?

 

Tablety i smartfony zasłaniają dzieciom oczy przed prawdziwym Światem i zaczynają robić za elektroniczne nianie, zastępując rodziców!

Nigdy nie sądziłem, że będę przeciwnikiem używania nowych technologii przez dzieci. Wychowywałem się w latach dziewięćdziesiątych – o tym już wspomniałem, więc było mi o wiele łatwiej, ponieważ nie mieliśmy wtedy komputerów, telefonów i innych, elektronicznych bajerów. Mogliśmy bawić się na podwórku, na trzepaku, grać na boisku w piłkę nożną czy koszykówkę lub grać w gry planszowe. Inne rozrywki wtedy nie istniały. Jedyny telefon był na dzielnicy lub na poczcie i można było zadzwonić sobie do cioci z innego miasta lub umówić się na rozmowę, jeśli ktoś nie posiadał telefonu w domu.

Trudno w ogóle sobie to wyobrazić w XXI wieku, ale lata dziewięćdziesiąte w Polsce, to było takie średniowiecze współczesności. Niby mieliśmy jakieś samochody, telewizory i radioodbiorniki, ale była to jednak ogromna przepaść w porównaniu do USA czy innych krajów. Tylko nielicznych było stać na Commodore czy inne komputery, jak np. Atari albo oryginalną konsolę Nintendo. Pegasusa zobaczyłem po raz pierwszy, gdy mój brat dostał ją na komunię w 1992 roku. Wtedy w naszym domu rozpoczęła się pewnego rodzaju rewolucja!

Oto oprócz odtwarzacza kaset video naszego taty, mogliśmy podłączyć do kolorowego telewizora naszą konsolę. Graliśmy wszyscy – mama, tata, brat i ja. Jak się później okazało, nasza mama upodobała sobie Super Mario Bros i grała namiętnie, nawet gdy chcieliśmy sobie pograć na konsoli. To był szok, że nasza mama gra w gry. Jednak kolejną rewolucją był zakup prawdziwego komputera klasy PC. Nie było jeszcze wtedy w naszym domu telefonów komórkowych, a jedynym telefonem był stacjonarny, wykręcany staroć, który służył głównie rodzicom do komunikacji z ciociami.

Nie trzeba było już umawiać się na rozmowy przy budce telefonicznej przez telefon jedynego sąsiada, który posiadał stacjonarkę, bo dostał ją po dwóch latach od złożenia wniosku o podłączenie aparatu. Miał wcześniej niż my, a w trakcie dwuletniego oczekiwania, trzeba było sobie radzić. Więc gdy już mieliśmy własny telefon, konsolę Pegasus podłączoną do telewizora, odtwarzacz kaset video i komputer PC, mogłem powiedzieć śmiało, że technologia wkroczyła z przytupem do naszego mieszkania. Wtedy właśnie pierwszy raz spotkałem się z prawdziwym systemem operacyjnym i grami 3D!

Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ mimo obecności jakiejś tam współczesnej, jak na tamte czasy technologii, większość czasu spędzałem na dworze grając w piłkę nożną. Ok komputer faktycznie zajmował jakąś część mojego dziennego trybu życia, ale nie miałem ochoty i czasu siedzieć cały czas przed komputerem, ponieważ koledzy i koleżanki byli ważniejszym elementem mojej rzeczywistości. Dzisiaj wszystko jest online – dzieci również. Rodzice im na to pozwalają. Chociaż nie widzę w tym nic złego, wiem niestety, że to jest tak, jak z każdym uzależnieniem – zaczyna się niewinnie, a kończy bardzo tragicznie.

W XXI wieku 2-3 letnie dzieci mają dostęp do tabletów i smartfonów. Gapią się w małe ekrany, ponieważ ich rodzice uznają, że to dobry sposób na uspokojenie dziecka lub świetne wyjście z trudnych sytuacji np. karmienia, przewijania czy innych, codziennych elementów pielęgnacyjnych, ponieważ pozwala dzieciom spokojnie siedzieć lub leżeć bez płaczu, krzyku i szamotaniny. Podobnie wygląda jedzenie obiadu, czy innego posiłku. Widziałem takie akcje, będąc z rodziną nad morzem. Chłopca totalnie ignorującego prośby matki, która nadskakiwała mu, aby zjadł cokolwiek obiadu.

Ona swoje, a dziecko wpatrzone w smartfon, oglądało z otwartą buzią swoją ulubioną bajkę. Widziałem sytuację, gdy dojrzały już chłopak, siedział w pizzerii ze swoim ojcem. Jedli i wydawałoby się, że rozmawiają, ale tak naprawdę to ojciec mówił do syna, który w tym czasie przytakując, grał w najlepsze na tablecie w jakąś gierkę. W taki sposób buduje się relacje w rodzinie i spożywa wspólne posiłki? W jaki sposób dziecko będzie spędzało czas z rodzicami, skoro od samego początku będzie przyzwyczajone do obecności smartfona, tabletu czy telewizora? Są pewne granice i albo jecie obiad, albo oglądacie wspólnie bajkę. Koniec!

Uwierzcie, że rozumiem różne sprawy i odmienne podejście do wychowania, ale czy szacunek dziecka do rodzica, nie jest dla wielu dorosłych istotnym elementem relacji dziecko – rodzic? W jaki sposób taki rodzic chce zwrócić swoją uwagę, skoro od małego wciska dziecku ekran? Wielu rodziców lubi się tłumaczyć, że to tylko na chwilę albo na czas uciążliwych ćwiczeń rehabilitacyjnych czy jeszcze czegoś innego. Naprawdę rozumiem trudne sytuacje, ponieważ w każdej rodzinie rodzice mają jakieś problemy – jak nie wychowawcze, to rozwojowe lub właśnie rehabilitacyjne.

Uwierz mi, że włączony ekran, to nie rozwiązanie, ale uwiązanie sobie sznura dookoła szyi. Dlaczego? Ponieważ te najłatwiejsze i pozornie najskuteczniejsze rozwiązania, okazują się na dłuższą metę tragiczne w skutkach i przysparzają wielu problemów. Najgroźniejszym z nich, jest uzależnienie, ale również brak kreatywności, ciekawości świata i zaburzenia mowy. Uwierz bądź nie, ale zdarzyło mi się być świadkiem dziewczynki, która oglądała zbyt wiele bajek i nie rozwijała swojej mowy, ponieważ jej mama sądziła, że dziecko rozwija się prawidłowo i bajki dla dzieci, to przecież coś normalnego i naturalnego.

Zaniepokoił ją fakt, że w określonym wieku, dziecko nie mówi poprawnie i nie potrafi się dobrze wysławiać. Dziewczynka zwyczajnie nie komunikowała się z rodzicami tak często, jak powinna, ponieważ miała elektroniczną nianię w postaci ekranu. Niestety dziewczynka musiała zostać odcięta od przyjemności oglądania bajek, a mama ocknęła się i zaczęła poświęcać córce więcej czasu. Historie, które opisałem mogą się wydać zabawne lub szokujące, ale wielu rodziców postępuje w ten sposób z braku wiedzy, bezradności lub braku siły. To całkowicie naturalne i zrozumiałe. Rodzic również może być zmęczony!

Nie dajmy się jednak zwariować. Najbardziej naturalne dla dziecka, jest to wszystko, co je otacza. Najważniejsza będzie więc więź z rodzicami, spacery i czas poświęcony na poznawanie prawdziwego Świata. Dzieci tego bardzo potrzebują. Same z siebie nie pokochają złych nawyków, oglądania bajek czy grania w gry na komputerze czy tablecie, jak to ma miejsce obecnie. To wszystko, jest czymś nabytym, co dzieci zaobserwowały u rodziców, bądź to właśnie ich opiekunowie pokazali im jako coś naturalnego, niegroźnego i całkowicie bezpiecznego.

Wszystko jest dla ludzi, ale nie wszystko powinny widzieć dzieci! – Tata i dziecko 😉

…………………………………………………………

Wiem, że nie wymieniłem wszystkiego, o czym chciałem napisać. Tekst jest dość długi. Niestety nie potrafię inaczej. Zawsze planuję dwa akapity, a wychodzi, jak zawsze. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie 😀

 

Komentarze Disqus (0)

tataidziecko

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj