Każdy z nas hoduje swoje kaktusy językowe. Uczymy się ich przez całe życie i używamy ich znaczeń w różnych sytuacjach. uważajmy na nie w domu bo nasze pociechy chętnie zasadzą swoje kaktusy, szybciej niż nam się wydaje


Nie da się ukryć, że odkąd pamiętam, używam kaktusów jako pewnego rodzaju ekspresji językowej. Są wygodne, brzmią niezbyt ładnie, ale w dosyć charakterystyczny sposób stawiają kropkę nad i, w pewnych sytuacjach. Każdemu z nas zdarzy się rzucić kilka słów, nawet codziennie, nie będąc tego świadomym. Możliwe, że nawet nie będziemy w stanie sobie przypomnieć czy akurat tego dnia użyliśmy jakiegoś bluzga. Ja osobiście, w tym lub tamtym kręgu osób, w dość naturalny sposób powiem to czy tamto, użyję bluzga w przerywniku, albo między zdaniami.

Bluzgi są oczywiście częścią naszego języka i byłby hipokrytą ten, kto stwierdzi, że nigdy nie zabluźnił lub nawet po cichu nie użył jakiegoś słowa z kanonu określeń uznanych za obraźliwe lub niestosowne. W porządku, jeżeli mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi, w luźnej atmosferze, w pewnych określonych warunkach, gdy nie określa to naszej wartości estetyki językowej lub nie deprecjonuje naszej osoby.
Oczywiście są pewne sytuacje, w których dorośli ludzie potrafią zrozumieć, do pewnego poziomu, naszą niestosowną etykietę, gorzej ma się sytuacja, jeżeli bluźnimy w domu, przy dzieciach.

 


Hodujesz kaktusy w domu? Upewnij się, że to tylko rośliny


01-cactus-man

Ja również hoduję kaktusy, zarówno rośliny, jak i te językowe. Uwielbiam kaktusy. Lubię patrzeć jak rosną, rozwijają się i budują strukturę kolca. Powiem wam jednak jedno, podczas przesadzania niemiłosiernie potrafią ukłuć hodowcę. Podobnie jest z kaktusami słownymi. Jeżeli wyhodujesz w domu ich całą doniczkę, nie dziw się, że Twoje dziecko ukłuje Cię nimi tak boleśnie, że aż będzie Ci wstyd.
Kogo w takiej sytuacji obwiniają rodzice? Dzieci. No własnie, a przecież to przecież my uczymy swoje pociechy jak żyć wedle ogólnie przyjętych zasad. Nie dziwmy się więc, że małe dziecko zabluzga, skoro sami mu pokazaliśmy, że takie zwroty istnieją naprawdę.

Dziecko pierwsze szlify wynosi z domu. Dlaczego więc nie kształtować jego świadomości bez poczucia tworzenia ekspresji bogatej w słowa niecenzuralne?

Wiem, że każdy z nas się stara. To nie jest tak, że wszyscy bluźnimy przy dzieciach, w pracy, poza domem, po prostu wszędzie, ale w każdym miejscu może zdarzyć się moment, w którym wysypiemy się i stworzymy pewien niezbyt przyjazny obraz naszego jestestwa. Znam to z autopsji, i chociaż będziemy się starali to naprawić, wiem, że w oczach pewnego rodzaju ludzi, zostaniemy skreśleni albo ocenieni w błyskawicznym tempie, bez konieczności poznania czegokolwiek innego. Tak działa ten świat i w taki sposób podłapują wszystkie zwroty nasze pociechy, „Jeżeli tata i mama tak mówi, to jest ok i ja też tak powiem”. Tak mniej więcej działa nasz szkrab. Spontanicznie wyciąga wnioski z obserwacji naszego zachowania. Więc niech gremlin wyłazi z nas tak naprawdę, chyba lepiej poza domem. Ewentualnie gdy dziecko już smacznie śpi.

 


Zły dzień w pracy, wszystko się wali, szef zepsuł dzień lub coś się stało strasznego. Czemu dziecko ma za to oberwać?


No właśnie. Jesteśmy hipokrytami i czasami nie zdajemy sobie sprawy, że dziecko obrywa od nas za to czego nie mogliśmy wyegzekwować poza domem. Zazwyczaj dotyczy to spraw zawodowych albo finansowych. Niestety, nie zjedliśmy batona i w domu próbujemy to nadrobić, robiąc z siebie gwiazdę pierwszego formatu. Wtedy może wyleźć z nas niezły gremlin.

To prawda, że zdarzają się sytuacje, w których chciałoby się powiedzieć drugiemu człowiekowi kilka „kaktusów”, tak żeby poszło mu w pięty. Zazwyczaj jednak tą osobą jest szef, jeszcze inny szef, policjant lub inna osoba, która w myśl obowiązujących praw i zasad, może nam bardo utrudnić egzystencję, a wręcz ją uniemożliwić.
Kształtując czasami w domu, nasze poczucie pewności siebie możemy przekroczyć granicę, w której rodzic przestaje być prawdziwy i zaczyna straszyć. Do tego dochodzą spięcia ze współmałżonkiem, które często odbywają się spontanicznie i niekoniecznie gdy nasze dziecko już śpi.

Niestety, przekonałem się już nie raz, że Aleksandra reaguje nie tylko wtedy, gdy z żoną zdarzy nam się mieć wymianę zdań, ale również podczas wygłupów albo gdy nawet na chwilę się przytulimy. Już widok rodziców razem, bardzo blisko wpływa na Aleksi niepokojąco. Jakby czuła się nagle z boku, wytrącona z pozycji osoby, która znajduje się w centrum uwagi.
Podobnie wygląda sytuacja, gdy z żona się wygłupiamy. Dla dziecka może to wyglądać jak przepychanka albo robienie krzywdy sobie nawzajem. Starsze dzieci mogą to rozumieć, ale dwulatek niekoniecznie. Tym bardziej, że mniej więcej w wieku od 18 miesięcy, przyszedł u nas moment, w którym Aleksandra zaczęła odczuwać strach. Wcześniej nie było z tym większego problemu. Była ufna dla każdego i nic jej nie przerażało. W tej chwili, zaczęła obawiać się dźwięków zza drzwi. Gdy ktoś puka, zakrywa się obiema rękami lub zatyka uszy. Wie podświadomie, że w domu jest bezpieczna, zna tutaj każdy kąt, a poza nim może być różnie. Poza tym śnią się jej już różne sny. Czasami budzi się z płaczem. To normalne. Jej układ nerwowy buduje odczuwanie bogatych bodźców, a jej świadomość jest coraz bardziej różnorodna.

Jak więc dziecko może zareagować na krzyk, kaktusy i tym podobne nieprawidłowości? Oczywiście strachem. Najgorsze w tym wszystkim jest fakt, że dziecko w takiej sytuacji najprawdopodobniej będzie myślało, że zrobiło coś źle, że jesteśmy niezadowoleni.
Gdy mamy z żoną czasami wymianę zdań, Aleksandra przerywa nam krzycząc i denerwując się. Widzimy, jak strasznie nie podoba jej się taka sytuacja. Jak stara się nas uciszyć i sprowokować do zwrócenia na siebie uwagi. Daje nam to do myślenia i zwrócenia uwagi na to co robimy i jak w jej towarzystwie możemy zmienić nasze podejście do pewnych spraw. Mam nadzieję, że każdy z nas będzie wyciągał wnioski z tego, w jaki sposób kontrolujemy swoje emocje bo chwila złości nie jest adekwatna do możliwych reakcji naszych pociech.

 


Przyznawanie karnych kaktusów i wpłacanie kasy dla dziecka


Zadanie dla niesfornych rodziców ode mnie jest takie, żeby każdy z was kupił sobie kaktusa. Jednego, z wielkimi kolcami. Jeżeli chcesz sobie wyobrazić jak bardzo boli Twoje dziecko to co do niego mówisz, przelewając swoje negatywne emocje, weź go do łapy i połóż na nim dłoń, albo najlepiej trochę go ściśnij. Wydrukuj sobie karnego kaktusa i przylep go sobie na czoło na jedną godzinę, żeby wszyscy wiedzieli w domu, że jesteś kaktusem i kujesz. W tej godzinie nikt nie przyjdzie do Ciebie, ani się nie przytuli. No bo przecież jesteś kujący.

A jeżeli to nie jest wystarczająca nauczka, to prócz powyższych czynności, przygotuj skarbonkę i wpłać za każdego karnego kaktusa 5 zł, aby dziecko mogło uzbierać na fajną zabawkę. Proste? Bardzo proste, a przy tym, może być bardzo zabawnie. Dlaczego? Bo przecież dziecku też można wręczyć karnego kaktusa, jeżeli faktycznie na niego zasługuje.

Komentarze Disqus (0)

tataidziecko