Wychowanie dzieci to niezwykle pracochłonne zajęcie. Wie to każdy rodzic, który pragnie ofiarować swoim maluchom wszystko co najlepsze. Rodzice muszą niekiedy stawać na głowie, aby przekazać swoim dzieciom mądrość i wiedzę życiową, której potrzebują ich pociechy. Często próbujemy przeforsować swoje racje. Dziecko pokazuje nam, że jego zdanie, jest ważniejsze, a sprawy, którymi zajmuje się podczas gdy my chcemy poprosić dziecko o zrobienie czegoś zupełnie innego, są w danym momencie najistotniejsze. To powoduje konflikty pokoleniowe i zgrzyty w relacjach dziecko – rodzic. Czy można temu zapobiec? Przede wszystkim jako rodzice musimy nauczyć się rozumieć swoje dziecko nawet wtedy, gdy jesteśmy przekonani, że mamy rację. Bez względu na wszystko, zrozumienie pozwoli Wam zbliżyć się do swojego dziecka i sprawić, że będzie darzyło rodzica większym zaufaniem
Pierwsza zasada, nie wpadać w panikę i bezradność wobec dziecka!
Bardzo często przyglądam się swoim córkom podczas różnych zabaw. Gdy nie uczestniczę w ich ważnych sprawach, staram się obserwować co ciekawego w danym momencie wymyśliły moje dzieci. Jako rodzica najbardziej razi mnie i przeraża każdy początek zabawy. W szczególności tych zabaw najbardziej kreatywnych. Ponieważ pierwsze co robią moje dzieci, aby rozpocząć nową zabawe, to wyrzucanie potrzebnych zabawek na dywan, podłogę i gdzie tylko się da. Jednak najbardziej denerwujące i niepokojące jest oznajmienie dzieci, że one nie będą bawiły się w tym pokoju, gdzie wywaliły wszystko do góry nogami, ale w drugim pokoju, gdzie można jeszcze zrobić bałagan. Na przykład Aleksandra oznajmia, że nie będzie tam gotowała tylko w drugim pokoju. Ola mówi: „Mamusiu będę gotowała zupkę pomidorową”, Mama mówi: „Olinek, gotuj już w tamtym pokoju, skoro zrobiłyście z Alą taki bałagan” Ola odpowiada oczywiście: „ale ja chcę tutaj gotować”… koniec dyskusji.
Ala ma 3 lata obecnie, a Ola skończyła już 5 lat. Obie chodzą do tego samego przedszkola i często widzą się na spacerach albo w łączonej sali, gdy odbieramy nasze córki nieco później, niż zwykle. W przedszkolu nie mamy żadnego problemu. Są grzeczne, słuchają Pań i chętnie sprzątają zabawki, nawet bez żadnego zwracania uwagi przez kogokolwiek. Po prostu wiedzą, że muszą po sobie posprzątać bo takie panują w przedszkolu zasady. Wszystkie dzieci je stosują, więc moje córki nie mają z tym żadnego problemu. Dlatego za każdym razem, gdy przychodzę do przedszkola odebrać dzieci, biegną po sobie posprzątać i nie ma w tym nic dziwnego. Inaczej sytuacja wygląda w domu. Dzieci nie chcą sprzątać, a gdy już zabierają się do posprzątania rozrzuconych z zabawek, przychodzi im to często z wielkim bólem. To nie jest tak, że zawsze musimy z żoną egzekwować sprzątanie zabawek, ale zdarza się, że raz dzieci posprzątają, czasami w ogóle nie chcą sprzątać, a niekiedy po prostu zbuntują się i słyszę: „nie! sam sobie posprzątaj!”. Podobnie jest gdy założymy dzieciom czyste ubrania do przedszkola.
Chcemy, aby nasze dzieci wyglądały ładnie i schludnie. Pragniemy pokazać, że nie jesteśmy patologiczną rodziną, w której dzieci nie chodzą brudne, śmierdzące i niedożywione. To nasza powinność, aby zapewnić dzieciom najlepsze co możemy im dać. Bez względu na sytuację finansową i społeczną czy wyznanie religijne. Jesteśmy rodzicami i naszym obowiązkiem, jest zapewnienie wspaniałej przyszłości naszym dzieciom. Dlatego szlag nas trafia, gdy nowe rajstopy po jednym dniu w przedszkolu są dziurawe, a więc do wywalenia. Bluzka koloru białego albo żółtego, która kupiła babcia w zeszłym tygodniu jest tłusta i brudna od czerwonego barszczyku, a spodnie, które córka założyła jednego dnia, są do prania bo przecież dzieci lubią bawić się na kolanach, a najlepiej na ziemi podczas zabawy na placu przedszkolnym.
Czy to wszystkie sytuacje, w których czujemy się często bezradni i wpadamy w panikę? Oczywiście, że nie. Przypomnijcie sobie ostatnią sytuację, która doprowadziła Waszą krew do wrzenia. Odtwórzcie w pamięci wyjście do sklepu, galerii albo na zwykły plac zabaw. Czy nie czuliście wstydu i zażenowania, gdy Wasza pociecha zaczęła robić awanturę z byle powodu? Dziecko krzyczało, tupało, kładło się na podłogę ze złości i podczas histerycznego płaczu, z żalem w oczach i nieukrywanej boleści w głosie, pragnęło za wszelką cenę Wam przekazać, że zrobiliście im największą krzywdę na świecie? Czy już przywołaliście sobie obraz Waszego dziecka i wewnętrznego rozdarcia, które mówiło Wam, że czujecie się najgorszymi rodzicami na świecie? I jeszcze te wszystkie spojrzenia ludzi, którzy nie rozumiejąc sytuacji z pozycji dziecka i rodzica, już Was ocenili w myślach. Możecie to sobie przypomnieć i powiedzieć, że nie czuliście się wtedy tak, jakby ktoś obdzierał Was nie tylko ze skóry, ale również z godności! Z pewnością wielu z Was to przeżywało. Ja również. Powiem Wam jednak jedno – olać ich wszystkich. Olać wszystko. To Wasze dziecko, Wasz czas bycia rodzicem i opiekunem. Balansowanie między zachowaniem dziecka, własnymi uczuciami, wstydem i dumą, a opiniami ludzi to chleb powszedni każdego rodzica. Dlatego jako dojrzali do bycia rodzicami, musimy nauczyć się rozumieć nasze dziecko. To trudne. Nawet bardzo trudne, a w wielu przypadkach wręcz niemożliwe. Jednak nie wolno się poddawać nigdy!
Komu robimy na złość obwiniając swoje dziecko?
Podobno karcenie dzieci przychodzi rodzicom naturalnie. Szczególnie gdy jesteśmy zmęczeni, niewyspani, zabiegani i musimy znosić krzyk i płacz swojego dziecka. Gdy tylko stajemy się opiekunami naszych pociech, a tym samym pragniemy dla nich jak najlepiej, chcielibyśmy ochronić swoje maluchy przed złem tego świata, przyjmujemy również rolę mentora. Takiego, który za dobro wynagradza, a za zło i występek karci. Zastanawiałem się jednak co się dzieje, gdy karcimy nasze dzieci. Zdarzyło się, że Aleksandra zrobiła coś wyjątkowo głupiego, coś co mnie przeraziło do szpiku kości. Wtedy emocje biorą górę i miłość do dziecka nakazuje nam działać irracjonalnie. Mówi nam, że musimy przestraszyć dziecko w taki sposób, aby zrozumiało, że my przeraziliśmy się nie na żarty. Wtedy własnie próbujemy zwalić winę na dziecko, które nie jest świadome zagrożenia jakie niosą pewne jego działania. W pewnym sensie wyładowujemy swój strach i przerażenie na dziecku, ale przede wszystkich obwiniamy nasze dzieci za bezsilność wobec niektórych sytuacji. Czyli takich zdarzeń, na które często nie mamy wpływu lub nie byliśmy w stanie zareagować na tyle szybko, aby im zapobiec bo po prostu dla normalnego człowieka nie jest to fizycznie możliwe. Właśnie wtedy czujemy się kompletnie bezsilni.
Jako dorośli ludzie jesteśmy w pewnych sprawach powściągliwi, mamy wyrobione zdanie, opinie oraz poglądy na pewne sprawy. Nauczyliśmy się, że ogień parzy, a wrzątek wyrządzi wiele krzywdy i zostawi blizny, które pozostaną na całe życie. Wiemy, że niektórych rzeczy nie wolno dotykać. Nie wolno też iść gdzie dusza zapragnie, bo chodnik, ulica i dookoła czycha niebezpieczeństwo. Mógłbym wymieniać tak w nieskończoność, ale przecież nie o to chodzi. Dla rodzica to pewnego rodzaju stałe zagrożenia wobec dziecka. A nasza pociecha zdaje się nie przejmować tymi problemami. Nie dlatego, że nie chce, ale tylko i wyłącznie dlatego, że po prostu tego nie rozumie. Nie dostrzega tych zagrożeń w taki sposób, jak my je dostrzegamy. Dziecko widzi świat tu i teraz. To, co się stanie za godzinę, dwie lub za tydzień nie ma znaczenia. Dodatkowo dla dzieci całe dotychczasowe życie, to pasmo radości, zabawy i kolorowych bajek oraz marzeń, które stają się ich rzeczywistością. One nie wyobrażają sobie możliwości zrobienia sobie krzywdy. My z drugiej strony jesteśmy przewidujący, więc lubimy mieć dzieci pod kontrolą. Mówić dzieciom, żeby robiły tak, czy nie robiły, bo stanie się to i to, a gdy się to stanie, dziecko dopiero rozkminia o co chodzi. Wcześniej nie przyswaja naszych słów. Jeżeli dotyczy to wyłącznie drobnych rzeczy, jak to, że nasza pociecha przewróci się i ubrudzi swoje ubranie, to w zasadzie to żaden problem.
Gdy coś się dziecku stanie, wyładowujemy naszą bezsilność wobec decyzji naszych pociech, które mimo naszych ostrzeżeń i próśb wywaliło się na rowerze zdzierając sobie poważnie kolana albo łokcie, przewróciło się podczas biegania i rozbiło brodę albo spadło podczas wspinania się na placu zabaw, czy co gorsza zostało uderzone huśtawką. W pierwszej chwili jesteśmy zwykle źli, że dziecko nas nie słucha. Czasem nawet wściekli, że nasza pociecha zamiast słuchać swoich rodziców, robi co jej się podoba i nie myśli o tym, że może ponieść bardzo poważne konsekwencje. Może trafić do szpitala albo jeszcze gorzej! Nie potrafimy zrozumieć dlaczego nasze dzieci w ten sposób się zachowują i przez to jesteśmy o wiele bardziej czujni i przewidywalni. Nie oznacza to, że jesteśmy słabi. To nasza siła, która pozwala być często na miejscu, zanim wydarzy się coś niedobrego.
„Zrozumienie to nie słabość rodzica, to jego największa siła w relacjach z dzieckiem!”
Czy jednak postępujemy słusznie wobec dzieci? Staramy się usprawiedliwiać swoje zachowanie. kary dla dzieci i karcenie ich za wszelkie sprawy, które według nas są niewłaściwe, niebezpieczne i nie mieszczą się w granicach poczucia nasego zrozumienia. Jesteśmy dorosłymi. Dzieci są dziećmi i bez względu na to, jak będziemy się starali dotrzeć do naszych pociech, to my musimy zrozumieć ich zachowanie, a nie odwrotnie. Dlaczego? Z prostej przyczyny – to my jesteśmy dorośli, dojrzali, mamy prowadzić dzieci za rękę i chociaż one tego nie akceptują, naszym obowiązkiem jest ochraniać je na każdym kroku. Nie ważne czy nam się podobają ich zachowania. Nie jest istotne czy dziecko robi coś wbrew nam, przeciwko nam i tylko po to, aby pokazać, że się nie zgadzają z naszym zdaniem. Naszym obowiązkiem jest postarać się zrozumieć. Naszą powinnością jest pokazać dziecku dlaczego tak, a nie inaczej, po co to wszystko i jaki mamy w tym przekaz. Wiem! Dziecko nie zrozumie nawet wtedy, gdy powiemy mu to po raz setny, tysięczny i tak dalej. Znam to! Jestem rodzicem, ojcem, opiekunem! Wiem! Czuję, że czasami mówię do ściany lub do przysłowiowej dupy! Nic na to jednak nie poradzimy. Dzieci w końcu zrozumieją, ale do nas należy odnaleźć w sobie tą siłę, która pozwoli nam doczekać tego dnia!
Tłumaczyć, tłumaczyć, uczyć! I tak po stokroć!
Dzieciństwo przemija bardzo szybko, a dzieci dorastają w takim tempie, że często nie jesteśmy w stanie ogarnąć, kiedy one tak szybko się rozwinęły. To normalne i każdy z nas się z tym zmierzy. Dni uciekają, a czas nieubłaganie odlicza każdą minutę. Bez ustanku, bez tchu i zawsze w jedną stronę. Wskazówki poruszają się i nie da się ich zatrzymać. Dzieci otrzymując od nas zrozumienie, wsparcie i cierpliwość. Będą w stanie dzięki temu rozważnie podejść do problemów, które czekają na nie w życiu nastoletnim i dorosłym. To będzie czas egzaminu i próby, gdy będą zobowiązane w wielu sytuacjach poradzić sobie bez rodziców, dokonywać wyborów i starać się rozwiązywać wszelkie konflikty i nieporozumienia. To szkoła życia, dzięki której staną się silne i asertywne.
Wychowanie dzieci to nasza droga do pozostawienia po sobie tego, z czym sami kroczymy przez swoje życie. Jedyne co nam pozostanie z dzieciństwa, to wspomnienia i zdjęcia, które możemy robić każdego dnia naszym dzieciom. Pozostaje jednak coś jeszcze. Doświadczenie i wiedza. Wdzięczność za wychowanie i pewność, że nasze dzieci będą rozważnie brnąć przez życie, wytrwale dążyć do osiągnięcia swoich celów i z cierpliwością pokonywać kolejne, życiowe zakręty. To chyba dla rodzica największa nagroda za trud i nieustanną walkę o bezpieczeństwo swoich dzieci. To nagroda za naukę życia, którą przyznajemy sobie sami bo wiemy jak ciężko jest ją zdobyć!