Kreatywność to podstawa
Chcecie wiedzieć coś o swoich dzieciach? Są niesamowicie kreatywne i ciągle pracują nad tym, aby tą kreatywność rozwijać. Jako rodzic, głównie ze względów czysto opiekuńczych i wychowawczych stopuję ich rozwój. Dlatego właśnie piszę. Mam zamiar przypominać sobie i innym, że dziecko to nie dorosły i chociaż podlega prawom fizyki ziemskiej, może zrobić sobie krzywdę, to nie możemy zapominać, że głównie poprzez swoją kreatywność uczy się najpilniej i najchętniej.
Każdy z nas był dzieckiem. Przypomnijmy sobie jak to jest, gdy wszystko dosłownie skłania do zabawy, a każdy przedmiot wzięty do ręki potrafił mieć co najmniej 100 różnych zastosowań. Z pewnością dziecko wymyśliłoby ich więcej niż 100, ale do jednej zabawy wystarczy tyle. Do drugiej wymyśliłoby się kolejnych tysiąc.
Przypomniała mi się w tej chwili jedna rozmowa kwalifikacyjna, która miała miejsce kilka dobrych lat temu. Jednak idealnie pasuje do tego, w jaki sposób okazuje się, że sami blokujemy swoją kreatywność. I to nie dlatego, że chcemy, ale głównie z powodu otoczenia, wychowania i wzorców typu: „to nie wypada”, „tak nie można” czy: „co by powiedział/a ten czy tamta”.
Poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie pracy do jednej z lokalnych gazet. Stanowisko pracy było określone jako Specjalista ds. Sprzedaży i Promocji. Po wykonaniu pisemnego testu, przyszła kolej na ustną część całego wywiadu. Po kilku pytaniach poznawczych, jeden z pracowników wyjął worek, w który był owinięty przedmiot. Miałem zgadnąć co to. Po wymacaniu okazało się, że była to metalowa popielniczka w kształcie żaby z takim zamykanym wieczkiem, aby było śmieszniej.
Moim zadaniem było wymyślić co najmniej dziesięć zastosowań dla tej popielnicy, czyli np. prezent, przedmiot zemsty, zastępca cegłówki, motywator do rzucenia palenia itd., a następnie miałem ją sprzedać człowiekowi, który nie jest palaczem. Miałem go przekonać, że mimo tego, iż nie pali potrzebuje jej na prezent, jako ozdobę do domu lub ogrodu albo po prostu po to, żeby w niej trzymać cukierki.
Natrudziłem się nieźle, żeby wymyślić te dziesięć kreatywnych zastosowań. Pomyślałem, że to dziwne, bo ileż można stworzyć w głowie możliwości? Dlaczego tak się stało? Ponieważ próbowałem wymyślić najbardziej oczywiste i pospolite rozwiązania, a do tego przydatne dla dorosłego człowieka. Niestety właśnie nie o to przecież chodzi w kreatywności. Zrozumiałem to dopiero później.
I teraz pomyślałem sobie: „Gdybym na moje miejsce wpuścił dziecko, które miałoby wymyślić 10 zastosowań, co by to było?”… Może posłużyłoby jako statek kosmiczny, łódka dla ludzików LEGO, skrytka na skarby albo zupełnie coś innego, czego bym się w życiu nie domyślił. Przypomniało mi się powiedzonko, które zwykliśmy mówić, gdy coś jest dla nas banalne: „To jest dziecinnie proste”. No właśnie. Dziecinnie. W tym odniesieniu nie dlatego, że oczywiste, ale dlatego właśnie, że dla dziecka byłaby to świetna zabawa i naturalna kreacja.
Dlaczego o tym pisze? Ponieważ tak samo jak sami sobie podcinamy skrzydła kreatywności z wiekiem, tak również nieświadomie robimy to naszym dzieciom zwracając im uwagę, przykrywając kocykiem nadmiernej opiekuńczości i wychowania. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ dla większości z nas ważne jest: „co ludzie powiedzą”.
W telewizji istniał niegdyś brytyjski serial o podobnej nazwie, w którym para małżeńska zmagała się z codziennym, szarym życiem przeciętnych Brytyjczyków, przejmujących się opinią sąsiadów oraz innych ludzi. Była to co prawda pewnego rodzaju groteska w stylu angielskiego humoru, jednak żal było patrzeć jak Ci ludzie męczą się w sobie, żeby tylko dobrze wypaść na tle tłumu. Jakiekolwiek „wyskokowe” zachowania albo odmienne zdanie nie wchodziło w grę, ponieważ: „ludzie to by dopiero zaczęli gadać”.
Znacie to skądś? a może sami doświadczyliście takiego gadania swoich rodziców lub innych, bliskich Wam osób? To typowe zachowanie. To rozglądanie się na boki dzieci nie dotyczy. One idą własną drogą. Nie dlatego tylko, że nie znają świata i uczą się go od samego początku, ale dlatego, że nie są jeszcze dotknięte typową dla nas powściągliwością.
Instynktem dziecka jest zabawa. To ona przynosi najlepsze efekty
Zadawaliście sobie pytanie co byłoby, gdybyśmy dziecko na cały dzień zostawili samo w pokoju pełnym zabawek? Myślę, że wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie. Jedynymi przerwami w zabawie byłoby sen i posiłki, na które po prostu jesteśmy skazani przez naszą fizjologię i naturę. Dzieci posługują się zabawą, jako formą wyrażania siebie i swoich pragnień, bo tylko ona daje upust ich wyobraźni. Nie ma nic bardziej rozwijającego niż zabawa ulubionymi zabawkami.
Kreatywne myślenie, to korzystanie z własnej wyobraźni i wykorzystywanie pokładów niewyobrażalnych alternatyw do konstruowania nowych znaczeń i zachowań, które niekoniecznie są logiczne dla innych. To jest właśnie w tej całej kreatywności najpiękniejsze. To ona powoduje, że dziecko od najmłodszych lat buduje swój świat i rozwija się. Ja sobie wyobrażam moje córki, które mimo tysiąca różnych zabawek, wolą bawić się zupełnie czymś innym. Młodsza córka najlepiej pobawiłaby się łyżkami, pokrywkami, pustymi pudełeczkami albo czymkolwiek, co jest stworzone z papieru. Starsza córka lubi brać do ręki nie tylko zabawki. Jeżeli coś ją zainteresuje, to pobawi się gwizdkiem piłkarskim, pompką do piłki nożnej albo miarką budowlaną.
Kreatywność podsuwa dzieciom pomysły zastosowań dla rzeczy, które nie są zabawkami. Nie dlatego, że nie lubią się nimi bawić, ale tak naprawdę zabawka, to zabawka. Coś, co jest już stworzone. Kucyk to kucyk, samochodzik to samochodzik, a pianinko to pianinko. Wymyślić dodatkowe zastosowanie jest najwidoczniej zbyt niedorzeczne. Jednak czym jest patyk albo pokrywka. To morze nowych możliwości, które można wykorzystać nie tylko do zabawy, ale również do jej wykreowania.
Czasami dziwię się, gdy chcę „zabrać” mojej córce „patyja” – jak ona mówi na ten kawałek drzewa, tłumacząc, że brudny albo jeszcze co innego, widząc w nim potencjalne zagrożenie dla oczu mojej córki albo jeszcze inne. Córka potrafi zrobić straszną awanturę, bo ten patyjek jest właśnie w tym momencie dla niej najważniejszym elementem spaceru i dobrze leży w dłoni. Obserwując ją przez chwilę, dowiedziałem się, że używa go jak laski, o którą można się oprzeć albo czarodziejskiej różdżki. Pytam się teraz: „i po cholerę szukam w głupim patyku od razu brudu i szpitala?” Jakbym nie mógł pomyśleć, że dziecku nic się nie stanie, a patyja wyrzuci chwilę po tym, jak opuścimy park.
Czasami chciałbym mieć po prostu wyjebane
Myślę sobie za każdym razem, gdy widzę moje dziecko walczące o huśtawkę, w piaskownicy o zabawkę, na zjeżdżalni itp: „a gdyby tak zostawić ich samych sobie. Niech się kłócą. Nikt nie będzie się z nich bawił i może w końcu sami dojdą do tego, że warto się podzielić?” Bo koniec końców żadne nie będzie mogło się pobujać, zjechać na zjeżdżalni albo ulepić babki czy usypać górkę. Gorzej będzie, gdy się pobiją, ale to już inna sprawa. Tego uczyć dziecka nie mogę, bo przemoc nie jest rozwiązaniem. Jednak gdy się dzieci kłócą? Co w tym złego? My dorośli też się kłócimy i wyzywamy, ale nikt nam nie mówi, że to źle i niedobrze. Niby wiemy sami, a zachowujemy się często jak debile. Więc to hipokryzja strofować dziecko, prawda?
Pamiętam ostatnią kłótnię między moją córką, a dwiema koleżankami ze żłobka o huśtawkę. Pierwsze co przyszło na myśl mi oraz ich rodzicom, to odciągnąć dzieci i tłumaczyć, że trzeba to czy tamto. Może wystarczyło zobaczyć co się stanie i powiedzieć, że jak będą się kłóciły, to żadna się nie pobuja, bo we trzy do huśtawki nie wejdą. Muszę tego spróbować następnym razem. Może same ustalą między sobą kolejność bujania na huśtawce?
Nie wiem dlaczego, ale myślę sobie, że to byłoby bardziej na miejscu i mogłoby spowodować, że dziecięca wyobraźnia podsunie im jakiś pomysł. Może zaczęłyby się huśtać jedna po drugiej, wzajemnie się bujając. To również mogłaby być fajna, koleżeńska zabawa.
Nie chcę mieć w domu korporacyjnych szczurów
Ok, nie mam nic przeciwko korporacjom. Zatrudniają pełno ludzi i szczycą się miliardowymi zyskami, płacąc jak najmniej swoim podwładnym. Rozumiem. Maks zysku, minimum strat. Tak działa współczesny świat. Dlatego nie chcę mieć w domu korporacyjnego szczura, który zasuwa po dwanaście godzin dziennie tylko po to, żeby jakiś goguś mógł kupić sobie samochód wartości domu rodzinnego, w którym niejedna osoba byłaby szczęśliwa. Do czego zmierzam? Będę starał rozwijać moich córek kreatywność jak najbardziej, najlepiej jak potrafię.
Jestem Copywriterm „for God’s sake”. Powinienem mieć to we krwi. Nie mam. Jako rodzic i ojciec jestem naznaczony jakimś auto blokerem, którego nie pojmuję, ale staram się. Bardzo staram się każdego dnia i chociaż czasami walnę jakąś bombę niepoprawną politycznie, to chyba nawet nie jest tak źle. Wiem, że to może głupie, ale wolałbym i cieszyłbym się bardziej z życia moich córek, gdyby były niezależne. Nie spoglądały na facetów, jak na obiekt uzależnienia od ich zarobków i pieniędzy. Chciałbym, aby swoją kreatywnością i niezależnością, zdobywały coś, co dla innych jest po prostu nie do pomyślenia.
Wolałbym, żeby moje córki były Copywriterkami, pisarkami, podróżniczkami, tworzyły gry komputerowe albo planszowe lub nawet projektowały samochody albo po prostu zabawki dla dzieci. Chciałbym aby ich życie było inne, nawet jeżeli zdecydowałyby się zostać sportsmenkami albo piosenkarkami czy aktorkami. Wolałbym to wszystko od tych wszystkich ludzi, którzy bez pasji i krzty zaangażowania i kreatywności przychodzą do biura zrobić kawę, usiąść w swoim fotelu by odjebać osiem godzin. Chciałbym, aby ta dziecięca kreatywność w nich pozostała, a chęć tworzenia nie była zaburzona głupimi tekstami typu: „co ludzie powiedzą”, „tak nie wolno”, „tego nie wolno”, „po co to robisz?”…
Jako rodzic zaczynam toczyć walkę z samym sobą, a Wy? dołączycie do mnie?