Jeżeli masz dzieci na karku to wiesz, że porządek to pojęcie względne
Dzieci to wspaniałe istoty, które wprowadzają do naszego życia swój własny porządek. Bez względu jak byśmy się starali utrzymać dom w czystości, zawsze znajdzie się jakaś tajemnicza materia, która sprawi, że w każdym miejscu naszego mieszkania będzie coś ućknięte. A to samochodzik, a to lalka, tam klocek, a tu jeszcze jakaś kredka.
Każda wolna przestrzeń może zostać spokojnie wykorzystana przez Twoje dziecko i nie w tym nic dziwnego tak naprawdę. Dlaczego? Ponieważ każda wolna przestrzeń jest potencjalnie dobrym miejscem na umieszczeniem czegoś od siebie. Skoro rodzice tak ładnie poukładali w domu meble, to dlaczego dziecko nie miałoby również pomóc w aranżacji mieszkania? Rodzice po prostu nie rozumieją.
Bo jak mają rozumieć skoro nie bawią się zabawkami i nie wiedzą, że każda z nich ma swoją misję, która kończy się gdy pojawi się na horyzoncie nowa zabawka, a później ta zostawiona zabawka czeka, aż znów zostanie zauważona. Poza tym po co ją sprzątać skoro wkrótce z pewnością do czegoś się przyda. Ale nie teraz. W tej chwili jest coś innego do zrobienia. No mówię, my rodzice nie kumamy o co chodzi…
Rodzice chcieliby tylko, żeby dzieci utrzymywały porządek wcześniej utworzony, ale niekoniecznie chcą być mentorami i nauczycielami, którzy będą pomagać i pokazywać dzieciom co mają konkretnie zrobić. Ok, ale o tym za chwilę.
W przedszkolu dzieci sprzątają na zawołanie, a tu taki syf
Dzieci to dzieci i nie ma się co dziwić, że w przedszkolu sprzątają na zawołanie. Panują tam inne zasady. Formalne i ogólne gdzie dzieci są równe i żadne nie jest traktowane wyjątkowo. W domu jest inaczej. Nasze dzieci są nasze i są dla nas wyjątkowe. Poza tym w domu dzieci czują się dobrze i swobodnie. To właśnie z rodzicami mogą być sobą i pokazywać prawdziwe emocje. Przynajmniej tak to sobie zawsze tłumaczę.
Bo przy kim dziecko może się czuć swobodnie i przyjemnie, jak nie przy swoich rodzicach? Nawet będąc z babcią i dziadkiem, których nasza pociecha widzi raz na jakiś czas, nie będzie się czuła swobodnie. Dziecko będzie grzeczne. Ba usłyszymy nawet, jak my z żoną niegdyś onegdaj: „dziewczynki to dwa małe aniołki”. I wszystko by się zgadzało. Gdy nasze dzieci śpią albo oglądają bajkę czuję, że mam w domu dwa aniołki, które są grzeczne i spokojne. Nie krzyczą, nie kłócą się i nie tupią nogami. Nie żądają, nie chcą, nie żądają, nie chcą. A to już pisałem… I wiem, że jest pięknie i cudownie. Moje nerwy są niczym złota nić, która lśni pięknym blaskiem spokoju i opanowania.
Jednak gdy moje dzieci się budzą albo kończy się ta jedna bajeczka, którą oglądają zastanawiam się o czyich dzieciach mowa? Czy to na pewno o moje córki chodzi? To naprawdę moje dzieci? Czy mógłbym poprosić o nagranie video? Bo aż nie wiem co mam odpowiedzieć i zwykle mówię z przekąsem: „Tak, oczywiście moje dzieci są najwspanialsze i najgrzeczniejsze na całym świecie”. Generalnie dzieci w oczach dziadków zawsze będą aniołkami i w ogóle będą wspaniałe i najlepsze. Także z tym się nie dyskutuje tylko przyjmuje za fakt dokonany w czasie przeszłym dokonanym i zamurowanym.
Dobra, ale o sprzątaniu miało być. No więc zwykle robię za lelenia. Czyli to rogate stworzenie z garbem i niewidzialną dwuparą poroży rozrośniętych niczym drzewo, na których osadza się każda nowa odnoga zawsze wtedy, gdy dzieci stwierdzą dumnie, że tata posprząta, zakręcą się dobrze albo jest już tak późno na sprzątanie bo trzeba iść się kąpać. Nie pozostałe wtedy nic innego, jak robić za sprzątaczkę zabawek. Postanowiłem więc z tym walczyć. No dobra może nie walczyć, bo to trochę mocne słowo, ale stwierdziłem, że czas aby dzieci tak na serio brały się za sprzątanie, bo zabawki będą bardzo, ale to bardzo smutne.
Możesz sobie stosować tysiące sposobów, a my i tak zrobimy swoje
Wiecie co jest najbardziej wkurzające w nauce dzieci sprzątania? To, że chociażbyśmy nie wiadomo jak bardzo się starali, pomagali i pokazywali dzieciom gdzie i co ma być, one i tak stwierdzą, że raczej nie mamy racji i to nie pasuje tutaj, a tamto dawno nie widziane coś będzie z nami spało, a inne po prostu musi być tu czy tu. Na początku to było męczące. Teraz jest o wiele łatwiej. Jeżeli cokolwiek pojedynczego zostanie gdziekolwiek na podłodze, nie robię z tego dramatu bo wiem, że następnego dnia i tak wyciągną tą zabawkę i będą się bawić. Wcześniej trochę się irytowałem. Próbowałem prośbą, groźbą i generalnie tak czy inaczej nic z tego nie wychodziło. Szczególnie wtedy, gdy dzieci były w trakcie zabawy i nie zmieniały jej na coś innego. Wtedy właśnie nie było szans na sprzątanie. Podobnie było przed kąpielą. Mogłem sobie mówić bo gdy dziecko jest zmęczone, to nie posprząta zabawek chociażby nie wiem co.
Zauważyłem, że szansa na ugranie czegokolwiek to oczywiście przekupstwo. To najprostsza metoda. Lub tak zwane przekupstwo sytuacyjne, czyli wtedy gdy dzieci akurat mają na coś szczególnego ochotę. Mogę wtedy powiedzieć, że oczywiście dostaną, ale proszę o posprzątanie tych zabawek i tych. Mówienie, żeby posprzątały zabawki, którymi się nie bawią bowiem to jak powiedzeniu dziecku, że było niegrzeczne. odpowie: „ale przecież teraz jestem grzeczna!”. I dziecko będzie miało rację. Dlatego nie mówię, żeby posprzątały zabawki, którymi się nie bawią, bo powiedzą, że bawią się wszystkimi, tylko po kolei. Nauczyłem się wskazywać, które zabawki mają posprzątać i wtedy moje córki wiedzą, co mają zrobić dokładnie. Niestety z dzieciństwa swojego pamiętam właśnie to samo, że rodzic musi dziecku pokazać palcem.
Drugi moment gdy mogę z dziećmi coś ugrać to również forma przekupstwa sytuacyjnego, ale gdy moje córki zażyczą sobie na przykład dostać farby albo zabawki, które są dla nich za wysoko np. na szafie albo po prostu to coś, czym nie bawią się tak naprawdę codziennie, czyli plastelina, modelina albo piasek kinetyczny lub inne. Wtedy właśnie wiem, że mogę coś ugrać. Bo to jedyne momenty, w których moje córki czegoś chcą i wiem, że zrobią to o co je poproszę tylko po to, aby dostać wszystko czego chcą. Nie wiem jak to działa u Was, ale moje dzieci posprzątają gdy wiedzą, że to jedyna rzecz, która blokuje im dostęp do czegoś upragnionego.
Czy coś jeszcze działa? Jasne, że tak. Czasami uda mi się nakłonić córki aby ze mną sprzątały razem. Pomogły mi i tym samym możemy posprzątać razem. Czasami wymyślam też zabawę w zbieranie punktów, czyli zabawki lądują do wielkiej bramki (czyt. kufer na zabawki) i każda zabawka to jeden punkt i wyliczam kto zdobywa ile punktów. Oczywiście moja starsza córka ponieważ lubi zawsze wygrywać i być pierwsza sprząta najzacieklej, bo przecież musi wygrać z siostrą. Poza tym czasami uda mi się zwykłą prośbą nakłonić córki do sprzątania. To fantastyczne gdy nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki dzieci coś posprzątają, bo poprosiłem żeby wyniosły to czy to z pokoju i położyły na swoje miejsce. I tutaj bardzo ważne, aby z dzieckiem określać miejsca na zabawki. Fajnie gdy wiedzą gdzie powinno się położyć zabawki, bo wtedy nie ma problemu z interpretacją naszej prośby.
Momenty kiedy nie zawsze działają moje sposoby
Odpowiedź jest w zasadzie prosta. Praktycznie zawsze może się zdarzyć tak, że moje dzieci po prostu powiedzą, że nie będą sprzątać albo, że im się nie chce teraz. Wielokrotnie usłyszałem od starszej córki, że ją to nie obchodzi i jej się nie chce sprzątać, bo nie i koniec! Wiadomo, że młodsza powielając zachowania starszej siostry zrobi dokładnie to samo. Czasami byłem zdenerwowany. Czasami podniosłem głos, ale szybko przekonałem się, że mimo mojego zmęczenia materiału, muszę zachować spokój i opanowanie, bo ilekroć podniosę głos wiem, że moja starsza córka to zapamięta i wykorzysta w sytuacji tak miłej, że aż głupio mi się robi.
Tak było chociażby kilka dni temu gdy będąc w kuchni przygotowywałem im kolację i Ola do mnie:
– kochany tatusiu – jesteś kochany
– Ty też jesteś kochana – mówię i podchodzę, żeby ją przytulić. Mając ją jednak na rękach wtulającą się we mnie usłyszałem:
– ale nie będziesz na nas krzyczał dobrze? Jak wtedy, gdy nie chciałam posprzątać zabawek… – zamurowało mnie bo wiedziałem, że pewnego dnia rzeczywiście wiele rzeczy złożyło się na to, że puściły mi nerwy i podniosłem głos. Dotarło do mnie, że dziecko obserwuje nas niczym lustro i pamięta nasze zachowania, czas spędzony z nim i wszystkie gesty. To nieprawdopodobne w jaki sposób dziecko potrafi sprowadzić nas na ziemię, prawda?
A więc czy mi się powiodło? Już teraz wiem, że samo staranie się i mówienie ze spokojem nie wystarczy. Do tego czy dzieci będą mi pomagały, czy też nie potrzebne jest o wiele więcej. To codzienne powtarzanie sobie, że będzie dobrze i z pewnością nauczą się szanować porządek. Wszystko wymaga swojego czasu. Każde dziecko to mały człowiek i tak naprawdę często jako rodzice o tym zapominamy. Mamy swoje złe humory i niechęci. Dzieci działają w podobny sposób, a nawet identyczny. Niekiedy wymagamy od dzieci wykonania czegoś w „złym” czasie dla nich. Są w złym humorze, zmęczone albo po prostu po wizycie w przedszkolu, gdzie dostają szkołę sprzątania i życia w społeczności większej niż rodzina, nie mają ochoty wysłuchiwać, że mają posprzątać teraz bo coś tam.
Często dzieci, podobnie jak dorośli, po prostu pragną aby wszyscy zostawili je w spokoju. Czasami właśnie w bałaganie. Warto o tym pamiętać gdy następnym razem będziemy wymagali od dziecka posłuszeństwa, dyscypliny albo po prostu będziemy pragnęli wyegzekwować coś, czego nie ma ochoty zrobić.