Każde dziecko jest bardzo ciekawe świata, a swoją kreatywnością potrafiłoby rzucić na kolana nie jednego eksperta od reklamy. Trzeba więc zadbać by nie straciło swojej twórczej weny.
Wszystko, dosłownie wszystko, jest częścią jakiejś wielkiej układanki, z której dziecko czerpie moc kolejnych wrażeń. Zmysły rejestrują cały świat i prawdę powiedziawszy nie wiem jak moja córka potrafi to wszystko ogarnąć. To nie jest tak, że jestem bardzo zdziwiony, ale prawdę powiedziawszy, pełen podziwu dla mojego dziecka.
Wielokrotnie zastanawiałem się w jaki sposób Aleksandra jest w stanie objąć swoją świadomością wszystkie wydarzenia, które się koło niej odbywają. Przyrównałem to kiedyś do zbyt wymagającego szefa, który zakrawa zachowaniem o sadystę. Siedzimy w pracy cały dzień, zawaleni robotą z każdej strony i ktoś ciągle dokłada nam więcej i więcej, bezlitośnie patrząc jak próbujemy wchłonąć za jednym tchem, niezliczoną ilość informacji. Tak samo Ola próbuje ogarnąć rzeczywistość, tyle że jej to nieźle wychodzi i sprawia wrażenie zachwyconej.
Czasami zastanawiam się jak ona doświadcza i w jaki sposób odbiera wszystko co dookoła niej się dzieje. Dla mnie to pewna zagadka. Podobno to ja jestem inteligentniejszy, a ona kładzie mnie na kolana zawsze wtedy, gdy zauważy lub usłyszy coś co staje się nagle nadzwyczajnym wydarzeniem. Małego motyla, kwitnący mlecz, gołębia odfruwającego w popłochu. Pokazuje palcem, krzyczy: „Oooohoooooh” i biegnie jak szalona ku nowym doświadczeniom. To imponujące, że potrafi dostrzegać drobiazgi, których my już nie dostrzegamy albo po prostu nie jesteśmy już na nie wrażliwi. Nie wiem wtedy czy to jest wyłącznie nasza ograniczona życiem obojętność czy tylko i wyłącznie jesteśmy nauczeni reagować na rzeczy dotyczące nas bezpośrednio. To pewnego rodzaju egoizm nie pozwala nam na dostrzeganie drobnych rzeczy, które podczas wykonywania codziennych obowiązków są mało ważne lub nie mają żadnego wpływu na nasze życie.
Gdzie wtedy podziewa się nasza wrodzona wrażliwość? Czy jako dorośli i rodzice przede wszystkim tracimy ją na rzecz współczesnego pędu za kasą? Sam nie wiem czy tylko i wyłącznie o to chodzi. Może nie jesteśmy już tak wrażliwi na otaczający nas świat.
Ola wie coś czego nie wiem ja, a przynajmniej nie uświadamiałem sobie wcześniej. Jesteśmy zwykłymi ignorantami.
To prawda. Dzieci potrafią dostrzec drobiazgi, których my już nie jesteśmy w stanie zauważyć albo na tyle czujemy się z czymś obeznani, że zapominamy jak sami kiedyś poznawaliśmy świat.
Tak właśnie ma się sprawa z naszym maluchem. Ten mały człowieczek ma przed sobą jeszcze długą drogę i od nas wyłącznie zależy w jaki sposób przez nią przebrnie. Jako doświadczeni przez życie dorośli, musimy ułożyć dziecku świat. Szczęśliwy świat. Jesteśmy dojrzałymi ludźmi i powinniśmy pokazać dzieciom to, co już sami poznaliśmy.
Czy chcemy tego czy też nie musimy stawić czoła dziecięcym priorytetom. Nie ważne jakie nie byłyby dla nas błahe, jesteśmy winni szacunek i pamięć wychowaniu jakie otrzymaliśmy od naszych rodziców, którzy mieli do nas tyle cierpliwości i wyrozumiałości, że pokazali nam tyle świata ile byli w stanie.
Dokładnie tak. Aleksandra pokazuje lecący samolot za każdym razem gdy go słyszy i jest to dla niej tak samo ważne wydarzenie każdego dnia. Ja wtedy, w zależności od kilku czynników pomagam jej doświadczać tego wydarzenia bądź nie. Lecący samolot, prócz wydawania hałasu, nie jest dla mnie żadnych, specjalnym wydarzeniem. Dopóki nie zasiądę w fotelu w jego wnętrzu, nie jest dla mnie niczym znaczącym. Dziecko widzi to zupełnie inaczej. Dla niej ten hałas jest znakiem, że dzieje się coś ciekawego. Musi być ciekawe, skoro ona jest na dole, a tam na górze coś jest i tak strasznie hałasuje.
W takim momencie rozpoczyna się walka z samym sobą. Z jednej strony wiemy, że dziecko chce obejrzeć słyszany samolot, z drugiej zaś czasami wydaje mi się to na tyle nieistotne, że nie zawracam sobie tym głowy. Prawdę mówiąc gdyby nie Ola, zapewne nigdy bym nie zwrócił uwagi na lecący samolot za każdym razem gdy głośno i nisko szykuje się do lądowania na lotnisku. No bo co w tym takiego zachwycającego? Mapcio wie, a ja próbuje jak mogę dotrzymać jej kroku, mimo że niby rozumiem więcej.
Czego więc najbardziej na świecie pragnę? Z czego będę dumny? Z odkrywania z Aleksandrą każdego dnia i towarzyszącym mu wydarzeniom. Oczywiście to Ola mi powie, które są ważne.
Najważniejsze co może przytrafić się małemu dziecku każdego dnia? Ooo Piesek, ooo kotek. Ooo inne dziecko. Ooo więcej innych dzieci. A co to za coś, czego jeszcze nie widziałam albo widziałam, ale jeszcze nie dzisiaj. A co to takie tata trzyma w rękach albo to takie co stoi sobie i mnie zainteresowało? Trzeba to obejrzeć, zbadać, odkryć.
Czas na jedzenie? Zawsze się znajdzie chwila by coś w buzi sobie porzuć. Nie ma czasu na siedzenie, a już na pewno na obiad w kuchni przy stoliku. Skoro tyle jeszcze do zrobienia. I jak tu się w jeden dzień wyrobić? No nie da się. Bo trzeba jeszcze czasem przecież odpocząć.