Jestem ojcem. Człowiekiem, który dla swoich córek przeniesie góry, zaplecie warkocze i wydzierga bransoletki z kolorowych gumek, ale czasami po prostu potrzebny jest spokój
Nie jestem bez uczuć. Uwielbiam gdy moja córka przybiega do mnie i mówi, że mnie kocha albo przytula się tak po prostu lub chce, żebym ją nosił na rękach po domu. Wiem, że w obecnej sytuacji, czyli po narodzinach Alicji, jest zazdrosna o mamę i tatę, ale jakkolwiek by na to nie spojrzeć jest zawsze w centrum naszej uwagi.
Alicja w tej chwili jest oczywiście na pierwszym miejscu, jeżeli chodzi o skupianie uwagi. Jest nieporadna i prawdę powiedziawszy uzależniona od piersi mamy i mamy, bo ze mną przechodzi jakąś ciężką przeprawę, jeżeli chodzi o akceptację. Niestety nie wydziera się na mnie tak jak w szpitalu, ale płacze jakbym był bardzo nieładny. Może to przez mój zarost, którego często nie strzygę na czas. Wydaje mi się czasami, że po prostu nie przypadłem jej do gustu, bo prócz noszenia jej na rękach nie wnoszę nic co dałoby jej korzyść. Myślę, że tak właśnie jest. Mama chociaż wyciągnie pierś, co zarówno dla niej jak i dla mnie jest przyjemne, a ja co mogę zrobić ze swoim owłosionym sutkiem? Schować się w odmętach ubrań co najwyżej.
Trochę inaczej sprawy mają się z Aleksandrą. Moja starsza córka już dobrze wie czego chce i nie boi się tego żądać. Nie jestem fanem zabraniania dziecku czegokolwiek, ale czasami zdarza się, że wymyśli taką głupotę, że nie sądziłbym jak możliwe jest, aby ktokolwiek mógł wpaść na podobny pomysł. No cóż. Dziecko myśli po swojemu, ale jako rodzic nie muszę się na wszystko zgadzać. Oboje mamy w końcu swoje zdanie na różne tematy. Niestety zwykle nie są one podobne i gdy tylko Aleksandra napotyka na mur, rzuca się w wir złości i egzekwowania wszelkimi możliwymi sposobami nacisku, tego czego pragnie. Ja to w pełni rozumiem, jednak muszę uczyć swoje dzieci pokory i spokoju, aby nie musiały takimi sposobami otrzymywać tego, czego w danej chwili pragną. Proste prawda? Taaa, jasne…
Wydzieram się na ojca gdy tylko mamy nie ma w pobliżu
Niestety to prawda. Mama w jakiś szczególny dla siebie sposób znalazła metodę na tego małego głoda i jak tylko pojawia się w pobliżu, roztacza swój czar i wszechobecną woń, którą obie córki chwytają prawdopodobnie jakimś innym zmysłem, ale młodsza wyczuwa ją z podwójną premedytacją. Jako ojciec jestem w tej chwili spalony, bo ani do zabawy, ani do wygłupów nie mogę Alicji sobie przysposobić.
Póki Alicja nie podrośnie, moje zadanie jako tego, który podrzuca dzieci i tworzy synchronicznie niebezpieczne sytuacje podczas zabawy, nie ma racji bytu. Muszę więc poczekać i przeczekać okres, w którym jestem okrzykiwany przez 62 centymetrowego krasnala. No dobrze. Zdarzają się momenty gdy nawet ojciec nie jest taki zły i można się do niego przytulić, gdy tylko nosi na rękach, ale przez resztę dnia ojciec pilnuj się. Zacząłem się pilnować szczególnie wtedy gdy trzymając ją na rękach, dostałem od niej z baniaka w twarz. Co prawda mi się nic nie stało, ale Alicja nagle wpadła w histerię, zaczęła głośno płakać, a z wargi zaczęła lecieć krew. To wtedy ojciec wpadł w histerię, zaczął się miotać i leciał do łazienki, wołając żonę o pomoc. Od tamtej pory zastanawiam się po co mam taki twardy łeb… Może dlatego właśnie Alicja myśli, że nie ma co się tulić do mnie, bo z taką twardą makówką, mogę jedynie łupać orzechy na święta.
Nie lubię rodziców, nie lubię dzidzi, ale bardzo Was kocham
W naszej rodzinie posiadamy pewien znany każdemu rodzicowi paradoks. Nasza starsza córka jakiś czas temu weszła w bardzo nieprzyjazny dla rodziców stan, czyli buntu dwulatka, który trwa już kilka miesięcy. Na początku nie był wcale groźny. Był czasami dosyć zabawny i chociaż nie chciałem, śmiałem się gdy moja córka rzucała w złości zabawkami albo kładła się na podłodze w przypływie ogromnej złości na rodziców, którzy przecież nic nie wiedzą, są niemądrzy i nie znają się…
Dzisiaj gdy Aleksandra trochę więcej ma do powiedzenia, posiada bunt dwulatka, który dojrzał razem z nią. Potrafi być czasami naprawdę nieznośna, a raz nawet przyfandzoliła mi w baniak swoją małą, bezbronną łapką. Efekt zamierzony pewnie miał być inny od otrzymanego, więc podobnie jak Alicja, Aleksandra odczuła chyba skutek działania mojej twardej makówy, więc obraziła się na mnie jeszcze bardziej. No cóż, nie jestem idealny i trochę kanciaty, ale co zrobić. Kto jak kto, ale ja sobie jakoś z tym poradzę. Fakt, że moja żona jest bardzo zła na to, że tak się dzieje. Nie jest niczym miłym dla rodzica, gdy własne dziecko bardzo się złości i krzyczy na cały głos, pluje, rzuca zabawkami lub nawet potrafi machnąć ręką czy popchnąć, ale tak naprawdę nie pozostaje nic innego, jak tylko zachować zimną krew.
Nie wiem jak wygląda sytuacja u Was w domu, ale u nas wygrywa spokój i opanowanie. Wiadomo, że czasami każdemu puszczają nerwy. W końcu nie jesteśmy maszynami i przykro nam czasami, gdy dziecko nieświadome tego, że sprawia nam przykrość, bo akurat jego racje są najważniejsze, nakrzyczy na nas lub machnie ręką. Co tak naprawdę można zrobić w takich sytuacjach? Co rodzic zrobić powinien? Kochać dziecko ponad miarę i pokazać swoim spokojem, że może wybrać inną drogę. To działa, bo między tymi tupotami małych nóżek i jej buntu, potrafi przybiec, przytulić się i powiedzieć: 'kocham Cię mamo, kocham Cię tato’…
Boję się jednak o Alicję, bo czasami wydaje mi się, że Aleksi chętnie by palnęła ją w głowę albo pociągnęła za rękę. Wszystko jest to przeplatane z całusami, tuleniem się i pomocą w kąpieli Alicji. Boję się czasami, że te drobnostki gdzieś przytępią naszą czujność i ostatecznie Ola zrobi coś nieoczekiwanego i nieprzyjemnego. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale jej bunt się zaognia. Wolę wierzyć, że jest to ostatnie stadium buntu i po tej intensywnej reakcji i wybuchach agresji, przeplatanej z miłością i zabawami z tatą i mamą, nastanie w końcu spokój. Taki prawdziwy. Taki ten nasz spokój, który pozwoli nam się jeszcze bardziej zbliżyć.
Nie lubię Waszego ojca, ale bardzo kocham
No cóż. Muszę przyznać, że zastanawiałem się dość długo nad wpleceniem żony do tego wpisu, ale ostatecznie stwierdziłem, że przecież nie będzie mi miała chyba za złe. Chyba… Tak więc moja żona jest naprawdę prawdziwą matką i żoną. Gdyby nie jej organizacja i umiłowanie do utrzymywania nas w porządku, mielibyśmy niezły kwas. Do tego jej poranne kanapki i obiady. Radziłem sobie w domu z Aleksandrą sam na sam, ale czasami naprawdę myślałem, że nie dam rady. Moja żona z kolei daje radę i mimo, że wielokrotnie marudziła i mówiła, że ma nas dosyć i twierdziła, że: 'Nie lubię Waszego ojca’, wiem że jej wielka troska o naszą trójkę nie pozwala jej się poddać w codziennej walce. Uwielbiamy naszą mamę, bo kto inny jak nie ona wytrzyma taką nawałnicę bałaganu?…