Codzienność przytłacza, bo obowiązki i konieczności
Żyjemy w świecie przepełnionym biegiem za czymś, w kierunku czegoś . Dążymy do zdobywania tego czy owego, a przecież świat nie składa się wyłącznie z przyziemnych, materialnych konieczności i celów, on jest sam w sobie celem. Żyjemy szybko i krótko, warto jednak przysiąść na kamieniu i po prostu nic nie robiąc, spojrzeć przed siebie. Genezą tego wpisu jest fakt, że ciągle przesiaduję przed komputerem. Często kilkanaście godzin dziennie. Tworzę, piszę, kreuję, a czasami sam gonię deadline’y.
Moja praca to ja, moje projekty i moje życie. Zabrzmiało prawie, jak reklama popularnego banku. To też moje dzieci, które potrzebują mojej uwagi, opieki i zabawy. Często nie mam dla nich czasu i spoglądając przez ramię, patrzę jak beztrosko moje córki się ze sobą bawią. Podobnie jest na placu zabaw. Czasami jestem rozdarty, bo wiem, że mimo wszystko powinienem zrobić to, czy tamto, ale dzieci potrzebują jeszcze więcej uwagi, więc praca przegrywa z rodziną. Tak po prostu, a jeżeli ktoś tego nie zrozumie, to kij mu w oko.
Mam jednak zawsze telefon przy sobie, czasami na dłuższe wycieczki zabieram również swojego laptopa, żeby nie było, że Kowalski jest niedostępny w ogóle. Ostatnio pracowałem wieczorami. Będąc nad morzem z rodziną, wieczorem pracowałem, bo czasami ktoś potrzebuje tego czy owego na już, na cito i chce zapłacić od ręki zdesperowany. Czemu więc nie włożyć do domowej kasy trochę ekstra grosza?
Prosty plan ucieczki
Jeżeli macie podobnie i nie wyobrażacie sobie innego trybu życia, to musicie sobie uświadomić, że praca pracą, ale szybko można wpaść w nałóg. Ostatnio oglądałem w telewizji program, dość popularny, ale ze względów, że nikt mi nie płaci za wymienianie nazw, nie powiem w którym. Mówiono w nim na temat uzależnienia od telefonu komórkowego, ale nie takiego zwyczajnego, gdy ktoś przegląda sobie fejsa czy inne pierdoły, ale zawodowego uzależnienia biznesmenów oraz takich osób, które pracują na zasadzie elastycznego grafiku.
Zauważono, że pozbawienie takiej osoby telefonu powoduje, że osoba rozpoczynając swoją walkę z uzależnieniem, jest nerwowa, trzęsą jej się dłonie i nie może się skupić, bo nagle została odcięta od swojego wirtualnego świata. To nie żart. Wcale nie robię sobie z Was jaj. Zastanawiam się po prostu kiedy mnie spotka to samo. Na szczęście moje dzieci uczone są częstego spędzania czasu na powietrzu, a jeżeli są w domu, to starsza córka bardzo rzadko siedzi przed telewizorem wgapiona w bajki. Ostatnio prawie w ogóle. Raz na tydzień się zdarzy, że coś w domu obejrzy, a przez cały okres swojej zabawy, spędza całe godziny z siostrą.
Są jednak takie chwile, że chętnie urwałbym się gdzieś daleko, gdzie nie ma cywilizacji, ani tłumaczenia się, że coś muszę sprawdzić na telefonie albo napisać do kogoś. Byliśmy podczas majówki w Świerkowym Siedlisku, bardzo fajnym domku agroturystycznym. I co się okazało? W pokojach nie było zasięgu sieci. Przez chwilę byłem niespokojny i zacząłem szukać po ścianach zasięgu, podnosiłem telefon pod sufit. Ostatecznie stwierdziłem jebać to, bo ile można robić z siebie idiotę. Poszedłem sobie na dwór.
Moi znajomi wyjeżdżają dość często do leśniczówki. Gdzieś poza czasem i przestrzenią. Nie widuję ich w ogóle w tym czasie na fejsie, łapu capu czy innych komunikatorach. Razem z dziećmi spędzają czas na łonie natury. Nie mówię, że wtedy żywią się jagodami, ściółką leśną i rozpalają ogniska, żeby przetrwać, ale wypad ze świadomością, że nie będziesz dostępny dla wirtualnego świata, jest naprawdę wspaniały i daje wiele spokoju i satysfakcji. Jeżeli możecie się wyrwać w miejsce, w którym naprawdę sobie odpoczniecie ze świadomością, że nie będziecie musieli, a nawet mogli przeglądać internetów i w pełni cieszyć się czasem z bliskimi, to naprawdę polecam.
Kiedyś byłem na spływie kajakowym. Naprawdę polecam, chociaż nie powiem, że miałem wtedy dzieci. Internet bł dostępny, zasięg sieci również. Problem polegał na tym, że nie było gdzie telefonu podładować gdy podczas podróży kajakiem, spało się w namiocie. Wiem, że to tylko przygoda dla wytrwałych albo rodzin z większymi dziećmi, ale przecież nasze dzieci nie będą wieczne małe i zamiast wyjeżdżać w kolejną podróż all-iclusive, może warto zastanowić się na tym, co sami przeżywaliśmy będąc dziećmi?
Ja osobiście nie przypominam sobie, żebym za dzieciaka sypiał w takich pokojach, w jakich sypia się dzisiaj. Nad morzem z rodzicami spaliśmy w namiotach. Rodzice w campingach. Było świetnie i nie zamieniłbym tych wakacji na kurort czy hotel. Jestem dumny z tego, że moi rodzice lubili spędzać wakacje właśnie w ten sposób, z wujkami, kupując świeżą rybę z kutra, którą jadło się na obiad z ziemniakami albo z samym chlebem, a nie jak dzisiaj z frytkami. Wtedy nie posiadałem komórki. Moi rodzice też nie, ale nikt się nie zgubił, po prostu więcej się chodziło. Nikt nie przejmował się telewizją, bo był na polu kempingowym stół do ping-ponga, obok boisko, a 100 metrów dalej plaża.
Plan ucieczki jest prosty, wybrać sobie miejsce zupełnie inne, niż wszystkie. Nie pytając się czy jest dostępny będzie darmowy internet i telewizja. Zaszyć się w fajnym miejscu tylko z bliskimi, gdzie spędzicie czas tylko z nimi. Gdzie telefon nie będzie brzęczał powiadomieniami i kolejnymi informacjami z Matrixa. A najlepiej wybrać miejsce, w którym wyłączycie telefon i nie będziecie musieli się nim w ogóle przejmować.
Chcieć i zrobić to w końcu
Ostatnio nawet napisałem moim klientom maila, że wyjeżdżam i nie będzie mnie przez tydzień. Nie będę dostępny i poza zasięgiem. To był eksperyment. Nie wiedziałem jak się zakończy, ale wiedziałem, że muszę normalnie odpocząć z rodziną, bez konieczności sprawdzania czegokolwiek, bo może akurat dostanę wiadomość: „może zerknie Pan na sekundę? to zajmie Panu chwilę, a mi uratuje życie” – nie, nie, nie i ch*. Okazało się, że nie straciłem swoich klientów. Może nie zyskałem nikogo nowego, ale nie straciłem tych, z którymi współpracuję. Okazali się ludźmi, którzy rozumieją, że ojciec dwójki dzieci też jest człowiekiem i musi odpocząć, albo przynajmniej spróbować wypocząć, wyjeżdżając z dziećmi na urlop.
Faktycznie próbowałem. Nie twierdzę, że wszystko udało się zgodnie z planem, ale naprawdę było świetnie. Szczególnie gdy wiedziałem, że nie mogę przeglądać internetu ani sprawdzać fejsa. Jak wcześniej już pisałem, moje dzieci nie oglądają bajek, szczególnie młodsza, bo jest za mała jeszcze i nawet ją nie interesują, ale jeżeli już Aleksandra coś ogląda, to naprawdę sporadycznie. Nie potrzebowałem zatem, jak wielu rodziców, zapasu bo moja starsza córka będzie robiła awanturę o to, że nie może obejrzeć jakiejś bajki. Dla mnie to absurd zupełny. Jedyną kłótnią, jaką mieliśmy, była ta o zabawki. Czyli standardowa bójka rodzeństwa, podczas której trzeba dzieci uczyć, że należy się dzielić ze sobą.
Fantastyczne są również wyjazdy zagraniczne, chociaż z dziećmi jest to nie lada wyzwanie. Roaming tani nie jest, więc gdy byliśmy chociażby w Grecji, telefon głównie służył do robienia zdjęć, gdy akurat nie mieliśmy aparatu pod ręką. W zasadzie nie było mi z tym źle, mimo że korciło mnie sprawdzić pocztę, dodać zdjęcie na fejsa i takie tam głupoty. Nie mówię, że tego nie robiłem, ale ograniczenia powodują, że człowiek przywyknie i sam zapomina po chwili, że ma telefon. Czasami po prostu go nie brałem, bo nie było sensu.
Świat pragnie Twojej obecności wirtualnej. Nie daj się tak łatwo
Słowo na koniec. Wiem jak trudno jest w XXI wieku olać postęp, a jeszcze trudniej wyzbyć się codziennych przyzwyczajeń, posiadając w każdej chwili dostęp do wszystkich informacji, fejsa, łapu capu i innych mediów. Telefon to już nie urządzenie do dzwonienia, ale w pełni nowoczesny i zsynchronizowany ze światem wirtualnym mini komputer posiadający parametry techniczne, o których komputery za moich czasów liceum mogły jedynie sobie pomarzyć. Nic z tym nie zrobimy, ale możemy sobie troszkę ulżyć od całego tego postępu. Jeżeli tylko nie będziecie sobie wmawiać, że się nie da, z pewnością jest to możliwe. W dzisiejszych czasach podobno wszystko się da zrobić prawda?