Zabierz dziecko na biwak – idź do więzienia, ucz jeździć na rowerze – strać prawo jazdy.
Odnoszę wrażenie, że wrażliwość na cierpienie dzieci w naszym kraju przekroczyła niebezpieczną granicę i zbiera podłe żniwa. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nastał trend na nadopiekuńczość, która podle i podstępnie wyłazi ze wszystkich dziur i dziupli, zarażając swoją chorą fascynacją, normalnych rodziców. To się robi naprawdę przykre.
Trochę tekstu do poczytania i najważniejsze – filmik. Można powiedzieć, że masła maślanego i wody do rozlewania u nas dostatek. W końcu tyle powodzi mieliśmy w przeszłości.
http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,czemu-policja-przerwala-biwak-br-cyrk-paranoja-policyjny-kraj,127823.html
Może zrozumiałbym, gdyby chodziło o malutkie dziecko jednoroczne lub dwuletnie, ale kilkulatek ciekawy świata, który zamiast z tabletem w dłoni, jak zaobserwowałem nie raz na mieście lub w miejscu publicznym, szczególnie w restauracjach, bawi się z ojcem i zostaje oddelegowany przez Policję na pogotowie?
Rozumiem szereg błędów wychowawczych tudzież bezpieczeństwa. Ojciec mógł zabrać coś na komary. Dziecku byłoby z pewnością lżej bez swędzących ukąszeń, ale czy do tego aby zostać pogryzionym trzeba iść do szałasu? Tak myślicie? To dla komarów nie ma znaczenia… Jeżeli jest ich duże skupisko to czy mieszkasz w szałasie z liści czy w domku nad jeziorem, przelecą się po Tobie jak suto nakrytym stole, nie płacąc rachunku za obfity posiłek.
Biwak był w niebezpiecznie bliskiej odległości od wody.. Do tego, aby się utopić nie wystarczy małe dziecko, trzeba być jeszcze głupim, albo pijanym i głupim nastolatkiem, tak dla przykładu. Jest możliwość, że dziecko pójdzie i się utopi przez przypadek, ale jest to mniejsze prawdopodobieństwo niż to, że w tym czasie więcej dzieci zginie w wypadkach samochodowych, rowerowych, potrącone przez pijanego kierowcę albo w szpitalu. Nie bądźmy paranoikami.
Rozumiem wszystko. Jestem za bezwzględnym karaniem rodziców, jeżeli znęcają się nad dzieckiem, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Ostatnio wiele mówiło się o bardzo niebezpiecznych i tragicznych w skutkach, wypadkach z udziałem dzieci. Głośno było na całą Polskę. Sam nie wiem co bym zrobił gdyby mojemu Mapciuszkowi coś się stało, ale tak drastyczna interwencja Policji w tym przypadku to chyba wyłącznie przewrażliwienie i bujna wyobraźnia życzliwego Pana donosiciela.
Sam wielokrotnie byłem ukąszony, wręcz użądlony przez dzikie bestie zapylające kwiaty i te żółte co to wyglądają jak zebry, latające, żółto-czarne potwory. Miałem niezliczoną liczbę siniaków i strupów. Nawet jeżeli sam się nie przewracałem to pomagali mi w tym koledzy na dzielnicy albo mój młodszy braciszek. Pamiętam jak dzisiaj, gdy ktoś się przewrócił, pluł na ranę, przecierał kolano liściem i lecieliśmy dalej bo szkoda było czasu na pierdoły.
Nie wiem jak inni, ale dla mnie największą frajdą była możliwość obcowania z naturą. Czy to pod gołym niebem, czy w namiocie lub szałasie. To nigdy nie miało większego znaczenia. Teraz niestety dzieci przyzwyczaja się do komfortu. Rodzice również są coraz wygodniejsi. Musi być domek, pokój i musi być łazienka. Wiem bo sam jeżdżę i w tej chwili, chociażby ze względu na żonę i 12 miesięczne dziecko, nie zapuszczam się na inne wycieczki. Chyba, że są to wyjazdy jednodniowe w góry lub nad jezioro, bez noclegu oczywiście, ale powoli myślimy z żoną nad czymś takim, żeby rozbić namiot i powalczyć z przeciwnościami przyrody. Marzy mi się ponownie przygoda na spływie kajakowym, ale na początku dziecko chyba zostawimy u dziadków. Roczek lub dwa to jeszcze za mało dla mnie, żeby dziecko wziąć ze sobą w taką podróż. 4 latek to już co innego. Gdy tylko mała skończy odpowiedni wiek, będziemy mogli pomyśleć o jakimś wypadzie w teren.
Dzieciństwo pod znakiem zapytania…
Skoro nasz wspaniały naród jest tak czujny i społecznie przykładny, to czy jadąc z moim dzieckiem na biwak, nad jezioro, w góry albo zwyczajnie na ryby na noc, nie będę odczuwał lęku, że gdzieś niedaleko czai się oko Wielkiego Brata, żeby donieść na moje podejrzane spędzanie czasu z dzieckiem? Kto wie, może przyjechałem dziecko utopić albo zostawić same w dziczy na pastwę losu. Może jestem pedofilem, sadystą lub zabiję dziecko przez przypadek i zakopię jak to nie raz bywało popularne wśród nieszczęsnych matek, którym się dziecko przytrafiło.
Drżę na samą myśl o tym, w jakim położeniu mógłbym się znaleźć i w jaki sposób mógłbym zostać osądzony. Zapewne zostałbym spalony na stosie zawistnych, spływających okrucieństwem oczu, które domagałyby się linczu za rzekome zbrodnie na małym, bezbronnym obywatelu. „Spalić go na stosie!!! Spalić gnoja!!! Niech cierpi!!! Tak, spalić go!!!” – a później usłyszałbym, gdyby moje nogi płonęły żywym ogniem: „Wiemy co chciałeś zrobić temu biednemu dziecku! Ty potworze! Giń!!!.
A gdyby ktoś zapytał z tłumu: „Ale dlaczego zostaje spalony na stosie? Co takiego zrobił temu dziecku?” – usłyszałby odpowiedź: „Jeszcze nic, ale wiemy co chciał zrobić tej biednej dziewczynce. Spłonie ku przestrodze i dla przykładu za przyszłe grzechy”. Wybaczcie mi moją wyobraźnię, ale gdyby to było dozwolone to zapewne nie jeden ojciec spłonąłby za oderwanie dziecka od nowinek technologicznych i stęchłego powietrza, rozchodzącego się po domu, z wdychanymi oparami substancji smolistych i nikotyny, unoszących się z balkonu sąsiada, tylko dlatego, że spędzie więcej czasu, niż jest to dozwolone, na świeżym powietrzu.
A teraz trochę fikcji literackiej, tak dla własnej satysfakcji i uciechy:
Ucz dziecko jeździć na rowerze – stracisz prawo jazdy. Sejm uchwali nowe prawa dla wyrodnych rodziców męczących biedne dzieci.
Nie bez echa obiły się ostatnie wydarzenia, związane z cierpieniem dziecka, które po przykładnej postawie obywatela i brawurowej akcji Stołecznej Policji trafiło do szpitala z wyraźnymi ranami kłutymi na całym ciele. Informacje, które otrzymałem ze sprawdzonego źródła, donoszą, że tego haniebnego czynu dopuściło się więcej niż jeden sprawca. Policja bada wszystkie znane ślady. Trop jednak urywa się nad rzeką, niedaleko miejsca, w którym chłopiec biwakował razem z ojcem w szałasie własnoręcznie zrobionym z gałęzi i liści.
Niestety nie udało się jeszcze znaleźć świadków, którzy mogliby potwierdzić, ilu sprawców ugodziło chłopca. Badania lekarskie, którym zostało poddane dziecko, rzuciło jednak światło wyjaśnienia tego zdarzenia. Wykazały bowiem, że chłopiec był bezlitośnie ugodzony w miękką skórę rąk i szyi, co więcej, dziecko straciło sporo krwi, bo jak donoszą nasze źródła, sprawcy specjalizują się w dyskretnym, ale skutecznym upuszczaniu krwi bezbronnych i niczego nie świadomych istot żywych.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ podobne zdarzenie miało miejsce w rodzinnym mieście pewnego małego chłopca, który wraz z ojcem uczył się jeździć na rowerze. Otrzymał ten pojazd jednośladowy niedawno na urodziny. Ojciec pod przykrywką dobrego rodzica, wywiózł dziecko z dala od domu. Wykorzystując jego naiwność i zaufanie, w miejscu odosobnienia, na polnej dróżce kazał dziecku wsiadać na rower i jeździć póki nie nauczy się utrzymywać równowagi.
Jak donosi rzecznik Prokuratury Rejonowej w Pamparampampam:
– Dziecko miało liczne siniaki na nogach i strup na prawym kolanie. Ponad to chłopiec został wielokrotnie ugodzony ostrym narzędziem i stracił sporo krwi, która została dosłownie wyssana przez rany. Podejrzewamy, że mamy tutaj do czynienia ze zdeterminowaną grupą przestępczą, której ofiarami są nie tylko dzieci, ale również rodzice. Sądzimy, że rodzice, w szczególności ojcowie, ulegają swego rodzaju hipnozie, która objawia się chęcią spędzania wolnego czasu ze swoim dzieckiem w miejscu oddalonym od cywilizacji, w zupełnej głuszy. Nie mamy pewności, ale podejrzewamy, że to dopiero początek masowego okrucieństwa, które może spotkać całe rodziny. Toteż przestrzegamy rodziców aby uważali i zabierali dzieci wyłącznie do galerii handlowych lub spędzali czas w miejscach, w których tętni życie, prawdziwe życie społeczne. Każde odstępstwo może zakończyć się, zarówno dla dziecka jak i rodzica, bardzo tragicznie.
Chłopca „uczącego się” jazdy na rowerze dostrzegł przechodzący nieopodal rolnik, który zaniepokojony stanem dziecka zaalarmował odpowiednie władze:
– Ten mały chłopiec przewracał się cały czas na rowerze i wstawał, żeby znów wsiąść na rower i po chwili upaść. Jakim rodzicem trzeba być, żeby robić dziecku taką krzywdę.
Zaalarmowany oddział policyjny zjawił się bardzo szybko. Zastał dziecko stojące obok roweru, uśmiechnięte, ale spoglądające gdzieś daleko wzdłuż ścieżki, jakby nieobecne i otumanione. Chłopiec miał na ciele liczne siniaki i stłuczenie na kolanie, a także, podobnie jak ojciec, wiele ran kłutych. Policjanci natychmiast aresztowali ojca i odwieźli do aresztu. Dziecko, wraz z rowerkiem zostało po wstępnych oględzinach lekarza, odstawione do domu, gdzie czekała przerażona matka, która nie wiedziała, że za naukę dziecka na rowerze Policja może skazać ojca na więzienie lub odebrać prawa rodzicielskie.
Dowiedziałem się również, że ojciec nie przyznaje się do winy i odrzuca oskarżenia jakoby znęcał się nad swoim synem:
– Chciałem dziecko zabrać z daleka od spalin, ludzi i całego tego zgiełku, w którym żyjemy na co dzień. Chciałem synkowi pokazać to, w jaki sposób uczyli nas różnych rzeczy nasi rodzice. A teraz? mogą mi nawet zabrać dziecko. Nie wiedziałem, że jestem złym człowiekiem i ojcem. Przepraszam. Przepraszam synku.
Jak dotąd nie udało się odnaleźć sprawców ani świadków ranienia istot żywych i spijania ich krwi. Prokuratura wciąż bada nieścisłości zdarzeń, które masowo w Polsce narastają lub dopiero wyjdą na światło dzienne. Jedno jest jednak pewne. Zgodnie z najnowszymi przesłankami winę mogą ponosić owady z rodziny Culicidae czyli komarowatych. Jako bezlitosne i wyjątkowo przebiegłe stworzenia, żerują na istotach żywych, spijając ich krew żywcem. Do znieczulenia ofiary te przebiegłe stworzenia używają specjalnych toksyn, które powodują znieczulenie miejsca, w którym zostanie wykonanie wkłucie. Ten proceder powoduje, że ofiara nic nie czuje i nie jest świadoma zagrożenia. Jak donosi jednak Rzecznik Prasowy Prokuratury w Pamparampampam: – Nie mamy jeszcze obciążających dowodów, ale jesteśmy coraz bliżej rozwiązania tej zagadki.
Na pytanie czy Prokuratura widzi powiązanie zachowania rodziców z rodzajem toksyn, które używają wyżej opisane, okrutne stworzenia, Policja milczy. Całe zdarzenie jest bardzo kontrowersyjne, ponieważ godzi nie tylko w dobre imię dziecka, ale również stawia pytanie: „Czy to nowa choroba cywilizacyjna, przenoszona drogą ukąszenia? Ucieczka poza miasto, ucieczka od cywilizacji i technologii?”. Miejmy nadzieję, że tak nie jest. To byłoby wręcz niewiarygodne i bardzo niepokojące.
Najnowsze wydarzenia postawiły również na nogi naszych parlamentarzystów. Powołany na czas kryzysu rodzinnego w Polsce, Minister poczytalności zbiorowej i ukąszeń owadów – Kwintesencjiusz Robak – Nietykalny, przedstawił Premierowi pismo, w którym zabrania się nauki dzieci do lat 7, samodzielnej jazdy na rowerze, ponad to rodzice, którzy nie posiadają prawa jazdy, a będą przyłapani na nauce swojego dziecka/dzieci, podlegać będą karze grzywny na rzecz Skarbu Państwa w wysokości 5000 zł.
Największą jednak burzę wywołała wzmianka w dokumencie ustawy, uprawniająca Policję do zatrzymania prawa jazdy rodzicom, którzy podczas nauki samodzielnej jazdy na rowerze, dopuszczą się zdaniem funkcjonariuszy obserwujących, znęcania się nad dzieckiem, bądź narażą dziecko na ukąszenia. Poza tym, prawo jazdy zostanie odebrane na stałe rodzicom, którzy dopuszczą się wyżej wspomnianego wykroczenia w stosunku do dziecka poniżej 7 roku życia i będą zobowiązani zapłacić karę na rzecz Skarbu Państwa w wysokości 2000 zł.
Jak mówi Robak – Nietykalny: „Kary są adekwatne do rodzaju wykroczenia, a w wypadkach narażenia dziecka na szczególne okrucieństwo nauki jazdy na rowerze i ukąszeń, zastosujemy bardziej drastyczne środki, z pozbawieniem praw rodzicielskich oraz od 5 do 15 lat pozbawienia wolności włącznie”. Dokument nie został jeszcze zweryfikowany pod względem formalnym oraz merytorycznym przez biegłych adwokatów, ale jeżeli nowemu Ministrowi uda się wyżej wymieniony dokument uprawomocnić, rodzice będą w niezłych opałach.
15 lat pozbawienia wolności to sporo czasu na zastanowienie się nad swoim „występkiem”, ale prawo jest prawem i trzeba się będzie do niego dostosować.
A co stało się z chłopcem i jego rowerkiem? Następnego dnia pojechał na rowerku obok mamy do taty, odwiedzić go w areszcie tymczasowym i powiedzieć jak bardzo go kocha.