W naszym domu zaczęło straszyć Straszne Straszydło ze Straszydłowa. Najpierw wystraszyło mnie, później żonę, a na końcu wystraszyło Aleksandrę i straszy teraz strasznym strachem.
Straszne Straszydło ze Straszydłowa i ósmy pasażer „U-nas-w-domu”. To właśnie dzieje się w naszym zakątku rodzinnego wszechświata. Zawsze zamykamy drzwi na noc i za dnia. Wszystkie okna również są otwierane tylko wtedy, gdy wiemy, że jesteśmy wszyscy razem. Myśleliśmy, że jesteśmy bezpieczni. Okazało się, że wielkie strachy ze Straszydłowa wiedzą jak wedrzeć się do domu i opanować nasze ciała.
Zaczęło się od tego, że czułem się zmęczony i niewyraźny w zeszły weekend. Wydawało mi się, że to wyłącznie zmęczenie jesienną aurą. Wszystko jednak wskazywało na to, że wślizgnął się, nie wiadomo kiedy, jakiś obcy ktoś. Trwało to jakiś czas. W międzyczasie zwołał swoich kolegów. Okazało się bowiem, że jestem bardzo dobrym naczyniem i wszyscy niechciani goście bardzo chętnie się do niego przyłączali. Próbowałem pozbyć się tych intruzów jak najszybciej, ale nie udało mi się. Zostałem pierwszym nosicielem nieproszonych Obcych. O zgrozo.
W międzyczasie, spędzając chwile z Aleksandrą i żoną, okazało się, że Straszne Straszydło upatrzyło sobie moje dwie dziewczyny jako kolejny cel. Nieświadomy tego co miało się wydarzyć, spędzałem czas jak zwykle, nie przewidując żadnych komplikacji.
Niespodziewanie rozpoczęła się „Wielka Inwazja” na moją rodzinę. Nie pomogły płacze i żale. Nie pomogła zimna krew. Stało się. To był zmasowany atak z zaskoczenia.
Myślałem, że nas to ominie i jesteśmy odporni. Tyle spacerów i spędzania czasu na dworze tylko po to, żeby zostać nagle i bez żadnego ostrzeżenia zaatakowanym? Sądziłem, że zachowamy zimną krew i nie damy się tym razem. Myliłem się. Cały zeszły tydzień próbowałem zwalczyć obcego i nie dać mu zwołać kolegów, a przynajmniej nie pozwolić im wypełznąć z mojego ciała i uderzyć dalej. Niestety nie dałem rady. Wirusy jeden po drugim zaczęły opanowywać moje ciało, zwiększając swoją ilość w zastraszającym tempie. Gorzej. Zaplanowały katarem, kichaniem i co najgorsze, kaszlem rozprzestrzenić się z jednego naczynia do drugiego. Użyły mnie podstępnie, żeby zarazić całą rodzinę.
Prawie cały tydzień upłynął mi na uciekaniu do drugiego pokoju na noc, ze względów bezpieczeństwa oczywiście. Myślałem, że nam się uda. Niestety Obcy wdarli się tam gdzie chcieli. Nie uprzedzając nikogo.
Od zeszłego tygodnia Aleksandra i moja żona są nosicielami nieproszonych gości. Ja jeszcze się jakoś trzymam i powoli wszyscy pasażerowie na gapę, chyba zaczęli rozumieć, że dłuższa podróż w moim ciele nie ma sensu, więc zostały tylko niedobitki. Niestety dziewczęta kiepsko znoszą obcych i próbują wszelkimi sposobami pozbyć się tych szkodników. Walczymy wszyscy, chociaż ja jestem najbliższy temu, żeby pozbyć się wszystkich Straszydeł. Żona kaszle, a Ola puszcza z nosa gluty. Ogólnie to co wirusy lubią najbardziej do prowadzenia swojej inwazji. Mimo wszystko walczymy.
Nie damy się tak łatwo jakimś tam Straszydłom.
5 dni radości ze żłobka. Dzisiaj kwarantanna i odpoczywanie w domu.
Tak jak się obawiałem, wszystko może się zdarzyć. W weekend żona postanowiła podarować Aleksandrze dzień zwolnienia z pełnienia czynnej służby w PZIŻ (Powszechna, Zabawowa Instytucja Żłobkowa), by mogła dojść do pełni sił. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu narażać zdrowia innych rekrutów, a tym bardziej Pań w żłobku, pełniących funkcję wychowawczo – dydaktyczną, więc gra szła o wysoką stawkę.
Od samego rana dzisiaj było dość smutnie. Córka wstała lewą nogą i tylko przytulanie mogło pomóc w złagodzeniu całej sytuacji. Zielone gluty i kaszel dawały mi do zrozumienia, że mimo wszystko Obcy czyhają na moją powracającą kondycję i tylko czekają, aż ulegnę. Na szczęście dzień upływa w przyjemnej atmosferze. Po powrocie żony z pracy wszyscy siedzimy w pokoju gościnnym. No może nie wszyscy, bo ja tutaj skrobię swoje trzy grosze, strasząc wszystkich najazdem obcych na nasze domostwo. W każdym razie, spędzamy dzień rodzinnie, próbując wypędzić obcych z naszego spokojnego zakątka. Miejmy nadzieję, że jutro będzie lepiej, a Aleksandra będzie mogła znowu czerpać radość z zabawy w żłobku.