Osobiście nie mam Top Ten zabawek dla dzieci, które mógłbym Wam polecić, ale…
Czytam naprawdę bardzo dużo w internecie. To moja praca, a interpretacja tekstów i przekuwanie ich w Copywriting, stało się moją codziennością. Nie mogę jednak zostać obojętnym, gdy czytam wpisy na blogach parentingowych, które mówią na temat kupowania dzieciom zabawek, trendów zabawkowych i o tym co warto kupić. Doszedłem do wniosku, że nastała pewna rozwijająca się tendencja w pisaniu na temat zabawek, która wyraźnie rzuca mi w twarz pewne utarte standardy. Każdy jest ekspertem od dzieci i tego, w jaki sposób o nie dbać. Każdy potrafi napisać, w jaki sposób je karmić, ubierać i jak sobie z nimi radzić podczas codziennej rutyny.
Czytam na blogach, że ktoś ma 10 sposobów na coś tam, 150 wariacji na coś innego i 20 rzeczy, które coś tam oraz pięć milionów zabawek, które na pewno spwodują, że moje dziecko będzie szczęśliwe. Zastanawiam się po co to wszystko i na co? Gdy widzę tytuł artykułu, który rozpoczyna się cyfrą, a później słowo „sposobów”, „rzeczy, które” itp., od razu mam awersję. Skąd bloger może wiedzieć, że akurat to może tyczyć się mojego dziecka? Zastanawiam się również czy wszyscy mądrzy pisarze sprawdzili te wszystkie sposoby, metody, rzeczy i tym podobne, czy tylko piszą bo jest to na jego blogu czytane, komentowane i zadawane 1000 pytań do eksperta?
Mówi się, że nie wszystko robi się dla pieniędzy, ale często mam wrażenie, że jestem usilnie przekonywany do czegoś. Nie wiem, jak Wy, ale zabawki dla moich dzieci to nie te nowe hity z satelity, najnowsze produkcje czy aktualne, najlepiej sprzedające się zabawki. Dla mnie najważniejsze są te, które są podpatrzone. Tak wiem, że w sumie nie wiadomo, w jaki sposób podpatrywać bo dzieci najczęściej kupują oczami. Często jednak jest tak, że moje córki same pokazują, jakich zabawek potrzebują. Bawiąc się, odtwarzając sceny z bajek albo mówiąc co chciałyby mieć podrzucają mi pewne odpowiedzi. Jako rodzice powinniśmy zawsze wiedzieć, co spodoba się naszym dzieciom. To w zasadzie nasz obowiązek.
Gdy babcia, ciocia albo jeszcze ktoś inny nas zapyta, co dziecko chciałoby dostać na urodziny, gwiazdkę, mikołajki czy jeszcze na inną okazję, oczekują konkretnej odpowiedzi, a nawet powiedzenia im, jaką dokładnie zabawkę mają kupić. To wygodne, ale na nas spoczywa obowiązek aby wiedzieć. Zabawki dla dzieci to temat rzeka i tak naprawdę moglibyśmy o nich mówić godzinami. Dlatego zawsze i wszędzie muszę bacznie obserwować, ale równie ważną rzeczą, jest rozmowa z dziećmi.
Ostatnio miałem o wiele łatwiej, niż zwykle. Moje córki dopadły do kącika zabawek w Biedrze i od razu wiedzieliśmy z żoną, co moglibyśmy im kupić, aby sprawić radość naszym dzieciom. I tak oto mamy więcej klocków lego, dużą lalę i dwa samoloty, w tym jeden zbudowany przeze mnie z tych klocków. Poza tym bardzo fajny domek edukacyjny dla lalek i kolejną partię kucyków dla starszej córki oraz komplet lokomotyw z serii Tomek i przyjaciele. Do tego jak najbardziej pasujący do dziewcząt wóz strażacki i wielka ciężarówka. Dzieci zadowolone. Bawią się póki co na zmianę wszystkim po kolei, czyli zabawki podpatrzone dobrze.
Dlaczego nie pisałem na Święta o tym i o tamtym, a może rozpoczynając jakiegoś wpisowańca od słów:”10 zabawek dla chłopca i dziewczynki…” – bla bla bla? ponieważ moje dziewczyny oprócz kucyków i domku dla lalek, dostały świecąco, grający wóz strażacki, hałasujące samoloty na baterie i oczywiście kolejki. Wydawałoby się prezenty dla chłopców? A gdzie tam. Samochody moje córy uwielbiają. Szczególnie te duże, z firmy Wiaderko (nazwa specjalnie zmieniona), w które można dupskiem usiąść i się przewieźć.
Dobra rada dla rodziców – nie patrzcie tępo w monitor, podpatrujcie swoje dzieci podczas zabaw
No tak, jest wiele rad i porad. Możecie dowiedzieć się, że przeciez bez znajomości preferencji swoich dzieci i tylko z reklamy, można zachwycić swoją pociechę kupując mu coś „na czasie” albo trendy, bo gdzieś o tym napisano i podano Wam na tacy recenzję. Cóż nie wiem jak dla Was, ale dla mnie najlepsze recenzję dają mi moje dzieci bawiąc się czymś lub nie. Wiadomo, że nie wszędzie i wszystkim mogą się pobawić, ale hej, od czego są sklepy z zabawkami? Można przy okazji wielkich zakupów, kolejnych zresztą niepotrzebnych, wejść po prostu z dzieckiem i powiedzieć, żeby pooglądało sobie zabawki.
Niech zobaczy co jest fajnego i powie co by chciało, dotknęło i tyle. A jeżeli ktoś powie, że nie wolno dotykać, to jest bucem i dajcie mu do zrozumienia, że lepiej jak dziecko weźmie do ręki w sklepie, niż jakbym miał kupić i pozwolić, aby dziecko olało zabawkę. Musiałbym wrócić i ją oddać, bo skoro dziecko, jako główny konsument, jest niezadowolone, to przysługuje mi prawo zwrotu takiego produktu, jak każdego innego. Dzieci czasami są okrutne, więc mogą różnie zareagować na niezbyt trafione i niechciane zabawki.
Ok. Ktoś powie, że nie ma czasu i takie tam. Ja tez nie mam. Naprawdę. Każdy może w ten sposób powiedzieć, bo praca, obowiązki i tak dalej. Obowiązkiem jest również dziecko i to największym tak naprawdę ze wszystkich. Inne powinny być drogą do celu. Drogą do zaspokojenia wszystkiego, co wiąże się z rodziną, zaspokojeniem jej potrzeb oraz wychowania dzieci. Tyle. Aha no i chyba jeszcze jedna sprawa. Wiecie dlaczego piszę, żeby dzieci podpatrywać?
Ponieważ nawet nie mając jakiejś zabawki, wymyślają zabawy, np. w doktora albo pieczenie ciast i robienie obiadów. Kuchenka jest u nas notorycznie używana, a zestaw małego doktora chociaż nie zrobił wielkiej furory, to sam stetoskop na baterię imitujący bicie serca i śmieszne, żółte okulary z pewnością. Wszystko to tylko dlatego, że Ola w przedszkolu bawiła się z innymi dziećmi w doktora i dzieciaki badały się wzajemnie, a w domu dziewczyny karmiły nas klockami. Znaczy się ciastem i oczywiście ziemniakami i kotletem upieczonym na dywanie.
Zabawki dla dzieci podpatrzone z bajek
U nas tylko Tomek i Frendsy. Może dlatego, że nie widziałem jeszcze Kota Sz – Prota. Zapewne gdybyśmy zauważyli w sklepie, to byłaby taka zabawka pozycją obowiązkową. Smerfy? Są oglądane czasami, ale figurki rzucone w kąt. Ktoś kiedyś dał i nic w zasadzie z tego nie było. Smerfetka od czasu do czasu miała pozwolenie pobawić się z lalkami, ale gdy tylko królestwo zabawek opanowały kucyki pandy, to już tylko pochody dywanowe i pielgrzymki ustawionych zgodnie ze wzrostem parzystokopytnych. Ryzyko przy kupowaniu zabawek z bajek jest oczywiście taka, że co bajka, to nie zabawka.
Nie wszystko musi się spodobać, a już na pewno nic statycznego. Jeżeli nie śpiewa, nie gra i nie robi wielkiego hałasu, to troszkę tak, jakby w XXI wieku robić nieme filmy w kinie, które wyświetlają wyłącznie napisy. Kreatywność owszem. Bardzo sobie cenię bardzo kreatywne zabawki, ale nie czarujmy się, dzieci muszą widzieć, słyszeć i poznawać wszystkimi zmysłami, nawet jeżeli dana zabawka nie przypadnie nam do gustu i wyłącznie przyprawia nas o ból głowy.
Generalnie nie jestem zwolennikiem kupowania w ciemno, bo dziecko widziało coś fajnego oglądając bajkę. Wiele rzeczy się zachwala. Mógłbym kupić wiele sprzętu elektronicznego wierząc reklamie, ale część z nich, które miałem okazję przetestować lub pobawić się, bo ktoś sobie kupił, nie była w stanie zadowolić moich potrzeba, a nawet nie spełniała moich oczekiwań, które rosły z każdą kolejną reklamą zawidzianą w telewizji. Podobnie jest z dziećmi. Tylko one są bardziej narażone na spekulację. Nie mają wyćwiczonej pewnej granicy rozsądku. Są dziećmi i odbierają świat emocjonalnie, więc to oczywista oczywistość, że będą pragnęły wszystkiego, co zobaczą.
Rozwiązanie dodatkowe? Co się nie przyjmie – sprzedać
Tak naprawdę jest wiele sposobów na pozbycie się niechcianych zabawek. Wiadomo, że prezenty od dziadków trudniej opchnąć w internecie. Nie dlatego, że zauważą, bo szpiegują wszystkie platformy sprzedażowe, ale dlatego, że mogą chcieć sprawdzić w przyszłości, czy dziecko bawi się zabawką, którą ofiarowali jako prezent. To ciężka sprawa, ale zawsze można powiedzieć, że nasza pociecha tak się intensywnie bawiła, że po prostu zabawka szybko się wyeksploatowała. Z drugiej jednak strony nieładnie tak kłamać. Tak czy owak, zawsze pozostaje powiedzieć, że sprzedaliśmy zabawkę i kupiliśmy coś innego, bo akurat dziecko chciało inną zabawkę.
Może się wiązać ze stratą punktów u teściów, ale w końcu muszą zrozumieć, że to był dziecka wybór, więc trzeba go uszanować. Ok. Powiedzmy jednak, że mamy zajebistych teściów i nie zrobią afery gdy powiemy, że zabawka została sprzedana i w zamian za to, kupiliśmy inną. Czy to nie jest dość fajne rozwiązanie? Ja sam kupuję często używane zabawki z prostej przyczyny – oszczędność. Po jakiego grzyba mam kupować nowe zabawki i płacić krocie, skoro mogę kupić w idealnym stanie to samo, czasami za połowę tej ceny? Wiem, że każdy lubi dawać nowy prezent, a dzieci uwielbiają rozpakowywać nowe zabawki z pudełek.
To normalne. jednak musimy pamiętać, że dobrze zapakowany prezent, również będzie świetną niewiadomą dla dziecka i frajdą do rozpakowania. Fakt. Jeżeli są urodziny naszych córek czy Gwiazdka, ciężko mówić o kupowaniu używek. Trochę nawet głupio. Człowiek czuje się nieswojo, bo wiadomo, że nowe to nowe i od razu sumienie czuje się lepiej. Jednak jeżeli kupuję Ali i Oli zabawki bez okazji, wolę nie przepłacać, bo raz, że i tak dla nich prezenty bez okazji są czymś, na co się nie czeka, a dwa, że traktowane są raczej jako coś dodatkowego. Nie jako wielkie WOW, jak prezenty pod choinką czy prezenty urodzinowe. Pocieszenie przychodzi, gdy widzę jak się córy bawią namiętnie takimi zabawkami.
Tak naprawdę nie ma złotego środka. Przynajmniej u nas nie ma. Najlepiej sprawdzają się te zabawki, którymi dziecko się zainteresuje naprawdę mocno w jakimś miejscu i ciężko je oderwać od nich. Chociaż i tutaj nie ma reguły, ponieważ dziecko to dziecko. Raz będzie bawiło się jedną zabawką przez pół dnia, a następnego zapomni o niej na dwa tygodnie, by po tym czasie znów uznać daną zabawkę za ulubioną. Co zrobić. Kupować, sprawdzać i pozwalać dziecku testować samemu.